Nigdy nie powiem że coś mnie dotknęło,
bardziej niż ciebie, tyle banalnych słów,
opowieści niczym wylew z baśń.
Parapet ciągle ten sam, deszcz tak samo mokry,
doszukuję się zmian, ale to nie my.
Co dnia budzisz mnie i wstaję,
dlaczego? Ogień rozcieńcza wspomnienia.
Ciągle coś boli, coś wyrasta spod powiek,
nie zadaję więcej pytań. Przestrzeń się zwęża
wraz z źrenicą oka. Przecież jeszcze wczoraj
tańczyło w nim piękno. Ubieram płaszcz,
ta sama czerwień, ta sama przeładowana myśl
na dowidzenia, że jak tu wrócę nie stoczę się
ponownie z krzesła.