Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Agnieszka Kruszyńska

Użytkownicy
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Agnieszka Kruszyńska

  1. przyzwyczajeni do odległości do głuchego echa do zamazanych relacji do historii z przeszłości do sztucznego przejęcia krótkotrwałego beznamiętnego w swej istocie nie potrafimy uwierzyć, że coś się zbliża wypieszczeni przez życie przez mamę i tatę przez pogoń za paniądzem przed chudnięcie i tycie przez stres najzwyklejszy codzienny, znajomy, niepozorny w swej prostocie nie umiemy jeszcze poczuć pełni strachu a gdy nie będą to już Stany gdy Hiszpania z uglą odetchnie gdy coś zbliży się ciut bardziej nim poczyni pierwsze rany złuda bazpieczeństwa pryśnie przerażenie się przyczai skoczy chwyci gardło ściśnie zgniecie nas powali
  2. pozostaje mi jedynie zacytować i dodać od siebie, że kocham Kraków
  3. to jest genialne minimum treści i klarowność sensu dodaję do ulubionych pozdrawiam serdecznie Agnieszka
  4. być może tak jak pan Tomasz nie do końca zgadzam się z treścią wiersza, ale podoba mi się. dobrze się go czyta i wywołuje natychmiastowe wrażenie, zrozumienie, jest jasny i silny w wymowie pozdrawiam
  5. witam też jestem tu debiutantką, ale pozwolę sobie na małą uwagę mam wrażenie, że wiersz jest za krótki, czegoś w nim brak, temat jest muśnięty, zanim człowiek zdąży poczuć o co chodzi, wiersz się kończy
  6. wyrosło nowe drzewo na mojej drodze trochę inne niż pozostałe nie wiem jakie ma owoce zapach nęci, kształt migoce odbijając promień słońca nie chcę rwać z jego gałęzi wiesz przecież, że nie lubię owoców zawsze się nimi truję pierwszy kęs słodki, nastęnym pluję i tak już zostanie chyba do końca tylko podejść, popatrzeć, dotknąć odurzyć się zapachem może wdrapać na to drzewo nie chcę mu zrobić nic złego tylko trochę się go nauczyć a ono ma wielkie kolce chciałam je ominąć teraz myślę, by się po nich wdrapać jeden po drugim w dłonie łapać i ranić się powoli to chyba nie dla mnie, za bardzo boli a wiesz, że ja bólu nie znoszę i mimo wszystko wciąż stoję przy drzewie podnoszę głowę, oglądam nie wiem o kogo boję się bardziej o nie czy o siebie czasem odchodzę kawałek przyjrzeć się z daleka i widzę jak kołysze liśćmi może to tylko wiatr wśród nich czmycha a może, gdy odchodzę, drzewo z ulgą wzdycha
  7. Zamęt w głowie jej zakręcił Mrok osnuwał białe lica Piękna byłaby z nich para Tylko ona i ulica Głowę miała w jasnych lokach Oczy niczym dwa migdały Biegła pędem przez to miasto A biegł za nią chłopiec mały Była młoda, jakże piękna Tak bezradna i tak inna Niż ten cały świat poza nią Biegła, bo się czuła winna Winna wielkiej, podłej zdrady Wobec ziemi oraz nieba Bo ktoś dał jej prawo sądzić Że jej innym nie potrzeba Biegła z myślą potarganą Biegła z sercem poszarpanym Biegła niszcząc samą siebie Wciąż zadając sobie rany To pretensja do inności To ta bojaźń jakże wielka To ten strach przed dalszym życiem Bo z niej była marzycielka I choć śnić umiała cudnie I choć szczęście dobrze znała Wszystko było tylko chwilą A przed resztą uciekała Bała się, że nie potrafi Bała się, że nie da rady Łzy wylała za niewinność Brała inność między wady Stopa ledwo ziemię czuła Biegła szybko, nieuchwytnie Całe ciało zespojone W nóg jej oszalałym rytmie Chłopiec jej nie odstępował Płynął niczym senna mara Małe stópki, złota główka Z tyłu skrzydeł srebrnych para Gonił ją przez ciemność nocy Gonił ją przez ulic kurz Wtem poderwał się do lotu Schwycił dziewczę, ma ją już Ona tuli się do niego Płacze, żali się i smuci Tak zostali uwieńczeni Mgłą poranka w krąg zasnuci Słońce wzbija się ku niebu Widać blask porannych zórz Ona siedzi na ulicy A z nią razem Anioł Stróż
  8. kocham Cię we mgle gdy stoisz za jej parawanem w płaszczu, niezliczonych kapeluszach gdy profil Twój widzę niczym cień gdy mówisz „nie nam pisać już wzniośle o duszach” krzyczysz „upadł romantyzm!” śmiejesz się donośnie „upadł wszelki duch czasów nie słódźmy tak nieznośnie z uczuciem, lecz i treścią TO jest asymilacja! od nowa, po staremu dynamizm, gracja, niezwykła iluminacja!” mgła się rozwiera znikasz zbyt często mnie opuszczasz a z Tobą wraz mała fascynacja bez której nie mogę zapadam się w sobie w głowie tkwi Twoja ilustracja z pamięci słowami rysować Cię pragnę wychodzi mi wciąż profanacja
×
×
  • Dodaj nową pozycję...