umrzesz, umrzesz, umrzesz, i będziesz nagusieńki
jak cię Pan Bóg stworzył, tak cię Pan Bóg zabierze
nogami do przodu. (ale obciach z tą trumną, falbanki
i wiadro pod spodem: kap, kap, kap, spływasz).
QUO VADIS - mówię do niej, a z ust płynie mi
woda, i wodę mam w płucach ciemniejszą o jeden ton,
i myślę wciąż o topielcach, i o ich cienkich sinych
wargach, Ester:
będziesz sam - bez obaw, żadnych innych stworów,
ani forsy, i będziesz zjawiskiem, zjawą, tak naprawdę
niczym. i możesz już teraz zadzwonić na błękitną linę
9393, specjalnie na ciebie czeka tam lajf, boks & szoł;
niektórzy już to zrobili, choć mieli inne intencje, z tym
to różnie bywa. i odpalą ci ekstremalną teleportację
za friko, Ester:
teraz leżę
w trawie i jestem trawą, śmiech mi wykrzywia policzki, leżę tu
i nawet nie potrafię tego dobrze opisać, osobliwe. a pod ziemią
robale też chcą żyć, i coś muszą żreć, i znają się na tej robocie
jak nikt inny - niech im ziemia lekką będzie, o Ester: kalkulacja
mija się z celem, za to wiara czyni cudaków, jakby co, nie pisz
do mnie przez dwukropek rezygnacji, odpowiem na głupie pytania
sporadycznie. niech ci się przyśni cmentarna harmonia, a gałązka
oliwna ulegnie samoistnemu zwęgleniu, o Ester: póki co, chodzi
tylko o to, by nie dać się sfiksować w pierwszej kolejności,
więc palę dalej, a dym się unosi w kierunku okna, oddech się
uspakaja: "w dzień szyłam, teraz pruję czarną suknię - modna
Gwiazda Polarna złoci strzechy Soplicowa"*, enter.
-----------------------
* Jan Riesenkampf