Tak,to prawda,zbłądziłam
wolności skrzydła utraciłam
Ty nie byłeś moim drogowskazem
podążałam za grzechem za każdym razem
Twoje światło nie pokazywało mi drogi
przyjaciele rzucali mi kłody pod nogi
kochać mi szczerze nie jest pisane
ściekającymi kroplami wspomnień leczę serca ranę...
toczę walkę z koniecznością
nie potrafię gardzić miłością
nie jestem skałą,tylko człowiekiem,
którego ulepiłeś z prochu
Proch mógłby być skałą,gdyby wraz z wiekiem
nie targały nim wichry emocji
Twe dzieło nie ma zbyt mocnej konstrukcji
często ze skłonnością do autodestrukcji...
Bo dając mu wolną wolę, nie dałeś serca ze stali
Ja okaleczoną duszą pochwalić się mogę
Bo zdrajcy sztylety w nią powbijali
Ja nigdy święta nie byłam,
moje imię od początku istnienia przeklęte
przeciwko Tobie się odwróciłam...
Jednak Ty mi wybaczyłeś
promieniami słońca ze złego snu zbudziłeś,
kroplami rosy spierzchnięte od pocałunków kłamstw usta zwilżyłeś
trędowatą duszę cudownie uzdrowiłeś
i znowu ujrzałam jutrzenkę wolności,
gdy się obejrzałam...
Na tamtej drodze były tysiące kości!
Pytam:co to? - Twoje uczucia sieroto...