Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Fawoni Karminow

Użytkownicy
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Fawoni Karminow

  1. więcej tu komentarzy niż tego wiersza ;) moim zdaniem trochę za dużo tu rytmu i to przesłania treść. jak w pociągu -tu tu tu, tu tu tu.
  2. została tylko skarpeta zielona w czarne pasy zdjęta z lewej nogi po południu któregoś dnia weekendu mijałaś ją wiele razy patrzyłaś i zaraz wzrok uciekał na nadjeżdżający tramwaj i niknęła ci myśl o skarpecie do momentu gdy nie spotkałaś jej znów wychodząc po bułki i byłaś codziennie tępo dziwiłaś się utracie cennej rzeczy w styczniu ani razu nie pomyślałaś że Król jest Nagi
  3. nie, to nie jest szkic. raczej nazwę to sceną obyczajową. chodzi o tzw. 'zapełnianie ciszy' między osobami, które znają się w takim stopniu, że uważają, iż muszą ze sobą rozmawiać, ale tak naprawdę nie wiedzą o czym. chciałam także ukazać jak żałosne jest używanie pewnego typu określeń, które w zamyśle przecież mają w jakiś sposób kreować osobę mówiącą: 'budzie', 'bierdonki'. oprócz tego zależało mi na zarysowaniu psychologiczno-fizycznym tych dwóch kobiet (uczennic - czy to się wyklucza?). Mamy wyrazy zdecydowanie nacechowane negatywnie - oczy pomalowane grubą, czarną kredką, przetłuszczone blond włosy, torebka z ćwiekami i napisem sexy, pulchna dłoń w torebce chipsów... wszystko to ma podkreslać, że te kobiety nie należą do elity intelektualnej, nie są w jakikolwiek sposób oryginalne, ale wręcz emanują kiczem i sztucznością. i ujawnia to poniekąd mój bunt przeciwko kulturze mas - fladze USA przyszytej do uda itd. dziękuję za komentarze i pozdrawiam.
  4. Siedziała na pierwszym fotelu, tuż za kierowcą. Jej wizerunek z ogromną zręcznością wpisywał się w całe ponure otoczenie spoconych i rozkrzyczanych ludzi. Pulchna dłoń co chwila sięgała do paczki czipsów cebulowych, którą skrzętnie ukrywała za plecakiem, a czynność ta wydawała się być machinalna i niemalże podobna do drgawek, kiedy człowiek nie jest w stanie zapanować nad własnym ciałem. Kolejka do kierowcy jeszcze się nie skończyła, kiedy kobieta z czipsami usłyszała nad głową nieokreślonego kolorytu słowo "cześć" i jakby przyłapana na czymś nieodpowiednim dla danej sytuacji szybko wyciągnęła dłoń z aluminiowej paczki. - Cześć - odpowiedziała nie wiedząc jeszcze do kogo owe powitanie kieruje, ale już za chwilę jej pomalowane grubą, czarną kredką oczy podniosły się i utkwiły obojętny wzrok w koleżance. - A ty nie w szkole? - zapytała blondynka o przetłuszczonych włosach, która z braku miejsca do siedzenia musiała stać w przejściu autobusu przytrzymując się jedną ręką górnej rurki. - Nie, od tygodnia nie byłam w b u d z i e - odrzekła. Na dworze było dość ciepło jak na tę porę roku, słońce przebijało się przez zaparowane szyby i czyniło w pojeździe atmosferę duszną, zalegającą fetorem mokrych od potu ciał, pozbawionš intymności, nieznośną. Kobieta o jasnych włosach zaczęła powoli ściągać ze swoich pleców kurtkę. - Potrzymaj - powiedziała do siedzącej koleżanki, jednocześnie rzucając jej na kolana białą torebkę z kilkoma ćwiekami i napisem "sexy". Koleżanka ukrywszy lepiej paczkę z czipsami złapała torebkę i oglądała ją przez chwilę z wyraźną niechęcią. - T a k a torebka? - zapytała zniesmaczonym tonem. - Wiem, ale Mariusz mi kupił. To muszę nosić - odpowiedziała szybko blondynka, jakby bała się zostać posądzoną o wybór t a k i e j torebki - a ty c z e m u nie w szkole? Chora? - Nie, zdrowa. Odwiedzałam tylko koleżankę w szpitalu - odpowiedziała równie szybko i niechętnie - i kolegę też odwiedzałam - dodała patrząc przez okno. - To obydwoje w szpitalu? - Nie, koleżanka w szpitalu - odrzekła poruszając się niespokojnie w miejscu. Za plecakiem siedzącej kobiety majaczyła paczka czipsów. Na dżinsach naciągniętych na grube uda widniała przyszyta flaga USA. - T a k i zegarek - powiedziała po chwili ciszy, rzucając przelotne spojrzenie na chudą rękę koleżanki. - Mariusz mi kupił. Wiem, że tamten był ładniejszy, ten z Biedronki. Ale jak kupił to przecież nie wypada mi go nie nosić - odpowiedziała jednym tchem, jakby miała tę formułkę przygotowaną od zawsze i tylko czekała na jej wypowiedzenie. - To ty nadal pracujesz w B i e r d o n c e ? Widziałam ostatnio w ofercie takie fajne kozaki. - Kozaki - blondynka wydawała się jakby odetchnąć z ulgą, zauważywszy zmianę tematu - kozaki będą, ale dopiero w przyszłym tygodniu. Bo te oferty to są z kilkudniowym wyprzedzeniem. Ale ostatnio to kupiłam sobie ręcznik nowy u nas. Fajny taki, miękki, w rybki. Autobus powoli przetaczał się nad autostradą. Siedząca kobieta umiejętnie kamuflowała paczkę czipsów i natrętnie patrzyła przez okno. - Byłam przewodniczącą przez jakiś czas w klasie. - Byłaś? To już nie jesteś? - Nie, bo kiedyś poszłam sobie z trzech ostatnich lekcji i babka powiedziała, że przewodnicząca nie może dawać takiego przykładu klasie. Zza kukurydzy zaczęły wyłaniać się pojedyncze budynki. Blondynka płynnym ruchem ręki wzięła od koleżanki białą torebkę i w lekkim grymasie ust, który zapewne miał przypominać uśmiech, ukazała poczerniałe zęby. Przy wchodzeniu na schody zdążyła powiedzieć jeszcze bezbarwne "cześć" i wyszła na zewnątrz. Pojazd ruszył, we wnętrzu słychać było miarowy warkot motoru, a powietrze stawało się coraz gęstsze. Kobieta powolnym ruchem wyciągnęła rozerwaną paczkę czipsów i powróciła do swojej mechanicznej czynności.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...