Siedziała na pierwszym fotelu, tuż za kierowcą. Jej wizerunek z ogromną zręcznością wpisywał się w całe ponure otoczenie spoconych i rozkrzyczanych ludzi. Pulchna dłoń co chwila sięgała do paczki czipsów cebulowych, którą skrzętnie ukrywała za plecakiem, a czynność ta wydawała się być machinalna i niemalże podobna do drgawek, kiedy człowiek nie jest w stanie zapanować nad własnym ciałem.
Kolejka do kierowcy jeszcze się nie skończyła, kiedy kobieta z czipsami usłyszała nad głową nieokreślonego kolorytu słowo "cześć" i jakby przyłapana na czymś nieodpowiednim dla danej sytuacji szybko wyciągnęła dłoń z aluminiowej paczki.
- Cześć - odpowiedziała nie wiedząc jeszcze do kogo owe powitanie kieruje, ale już za chwilę jej pomalowane grubą, czarną kredką oczy podniosły się i utkwiły obojętny wzrok w koleżance.
- A ty nie w szkole? - zapytała blondynka o przetłuszczonych włosach, która z braku miejsca do siedzenia musiała stać w przejściu autobusu przytrzymując się jedną ręką górnej rurki.
- Nie, od tygodnia nie byłam w b u d z i e - odrzekła.
Na dworze było dość ciepło jak na tę porę roku, słońce przebijało się przez zaparowane szyby
i czyniło w pojeździe atmosferę duszną, zalegającą fetorem mokrych od potu ciał, pozbawionš intymności, nieznośną. Kobieta o jasnych włosach zaczęła powoli ściągać ze swoich pleców kurtkę.
- Potrzymaj - powiedziała do siedzącej koleżanki, jednocześnie rzucając jej na kolana białą torebkę z kilkoma ćwiekami i napisem "sexy".
Koleżanka ukrywszy lepiej paczkę z czipsami złapała torebkę i oglądała ją przez chwilę z wyraźną niechęcią.
- T a k a torebka? - zapytała zniesmaczonym tonem.
- Wiem, ale Mariusz mi kupił. To muszę nosić - odpowiedziała szybko blondynka, jakby bała się zostać posądzoną o wybór t a k i e j torebki - a ty c z e m u nie w szkole? Chora?
- Nie, zdrowa. Odwiedzałam tylko koleżankę w szpitalu - odpowiedziała równie szybko
i niechętnie - i kolegę też odwiedzałam - dodała patrząc przez okno.
- To obydwoje w szpitalu?
- Nie, koleżanka w szpitalu - odrzekła poruszając się niespokojnie w miejscu.
Za plecakiem siedzącej kobiety majaczyła paczka czipsów. Na dżinsach naciągniętych na grube uda widniała przyszyta flaga USA.
- T a k i zegarek - powiedziała po chwili ciszy, rzucając przelotne spojrzenie na chudą rękę koleżanki.
- Mariusz mi kupił. Wiem, że tamten był ładniejszy, ten z Biedronki. Ale jak kupił to przecież nie wypada mi go nie nosić - odpowiedziała jednym tchem, jakby miała tę formułkę przygotowaną od zawsze i tylko czekała na jej wypowiedzenie.
- To ty nadal pracujesz w B i e r d o n c e ? Widziałam ostatnio w ofercie takie fajne kozaki.
- Kozaki - blondynka wydawała się jakby odetchnąć z ulgą, zauważywszy zmianę tematu - kozaki będą, ale dopiero w przyszłym tygodniu. Bo te oferty to są z kilkudniowym wyprzedzeniem. Ale ostatnio to kupiłam sobie ręcznik nowy u nas. Fajny taki, miękki, w rybki.
Autobus powoli przetaczał się nad autostradą. Siedząca kobieta umiejętnie kamuflowała paczkę czipsów i natrętnie patrzyła przez okno.
- Byłam przewodniczącą przez jakiś czas w klasie.
- Byłaś? To już nie jesteś?
- Nie, bo kiedyś poszłam sobie z trzech ostatnich lekcji i babka powiedziała, że przewodnicząca nie może dawać takiego przykładu klasie.
Zza kukurydzy zaczęły wyłaniać się pojedyncze budynki. Blondynka płynnym ruchem ręki wzięła od koleżanki białą torebkę i w lekkim grymasie ust, który zapewne miał przypominać uśmiech, ukazała poczerniałe zęby. Przy wchodzeniu na schody zdążyła powiedzieć jeszcze bezbarwne "cześć" i wyszła na zewnątrz.
Pojazd ruszył, we wnętrzu słychać było miarowy warkot motoru, a powietrze stawało się coraz gęstsze. Kobieta powolnym ruchem wyciągnęła rozerwaną paczkę czipsów i powróciła do swojej mechanicznej czynności.