Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Hubert Korczyński

Użytkownicy
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Hubert Korczyński

  1. A co jeśli jutro świat się skończy? czy zrobisz coś czego nigdy nie robiłeś? czy dłońmi swą twarz zakryjesz? czy po raz pierwszy poczujesz, że żyjesz? czy rychła śmierć odbierze Ci wszelką chęć? może w końcu krzykniesz przeszywając ciszę życia? może cicho załkasz nad swym losem? może głowę uniesiesz wysoko jak nigdy dotąd? może usiądziesz w miejscu czekając na koniec? lecz zauważ teraz prostą istotę końca, nigdy nie poznasz dnia twego oddalenia, jaki jest więc sens by żyć jutrem? skoro brak pewności jego istnienia, jak masz zatem iść by nie żałować życia, i ode mnie jedno tylko usłyszysz, żyj, żyj tak jakbyś widział śmierć swą, nic nie będzie warta wtedy przyszłość, bo co warte może być coś czego nie ma?
  2. słodka śmierci, ileż jeszcze przyjdzie mi czekać na Ciebie? brak mi Twego pocałunku, brak Twojej bliskości, Twego ciepła i dotyku. gdzie mam szukać Cię? gdy wszystko odchodzi, Ty jedna ze mną zostaniesz. tylko w Tobie mogę znaleźć oparcie, wtedy kiedy każdy zapomina o mnie. chcę mieć Ciebie zawsze obok, chcę w noc ciemną razem z Tobą móc przechadzać się po świecie, chcę Cię kochać jak nie kochał nikt, żyć bez Twych mroczny pocałunków i bez tego spojrzenia beznamiętnego bez bólu przez Ciebie zadanego to tak jak życie przeżywać bez końca to co dzień umierać nie odrzucaj więc mej duszy, bądź Ty ze mną po kres świata, na dnie serca mego ukryj się, tam gdzie nikt mi Ciebie nie odbierze.
  3. A ja podziękuję za te wypowiedzi, i może nieco skomentuje. Co do rymów to jeśli są, to przypadkowo, nie specjalnie zależało mi na nich, liczyło się za to tempo i rytm, oczywiście nie mogę przewidzieć jak inni będą to czytać. A co do krytykowanego " Ja " , tym ja może być każdy czytelnik, każdy kto może utożsamić się z tym, każdy człowiek który zmęczony już jest tym co nas otacza.
  4. dziś za oknem padał deszcz, świat szarością się mienił, którą tylko z rzadka liść opadły z drzewa starał się rozweselić. ludzie jak każdego dnia wydawali się być zagubieni, a pośród tych wszystkich Ja, odizolowany na mej wyspie problemów i spraw. czułem jakby czas w miejscu gdzieś stanął, jakbym kiedyś to już wszystko widział, te same twarze, gesty, to samo niebo i ulice, taki okrutny Boski żart. jednak w tym samym momencie rozum mój przeszył ostry blask, zrozumiałem, bowiem, że wina za to tkwi nie w Bogu, lecz zaś w każdym z nas. z wolnych istot w niewolników się zmieniliśmy, z własnej woli, nie z rozkazu. porzuciliśmy to, co ludźmi nas czyniło, zamieniając to na więzy rzeczy. nie są ważne już uczucia, dobro, które mieszka w nas, człowiek, Bóg i cała reszta zeszły gdzieś na dalszy plan. tak, więc pora chyba na mnie, bo, cóż tutaj szukać mam? ja wybieram wolność, zniewolenie daję Wam. a kto ze mną dziś podąży, nigdy już nie będzie sam, bo choć tylko wyspą jestem, takich wysp jak ja, ma na pewno jeszcze kilka ten cudowny świat.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...