dziś za oknem padał deszcz,
świat szarością się mienił,
którą tylko z rzadka liść opadły z drzewa
starał się rozweselić.
ludzie jak każdego dnia wydawali
się być zagubieni,
a pośród tych wszystkich Ja,
odizolowany na mej wyspie problemów i spraw.
czułem jakby czas w miejscu gdzieś stanął,
jakbym kiedyś to już wszystko widział,
te same twarze, gesty,
to samo niebo i ulice,
taki okrutny Boski żart.
jednak w tym samym momencie
rozum mój przeszył ostry blask,
zrozumiałem, bowiem, że wina za to tkwi nie w Bogu,
lecz zaś w każdym z nas.
z wolnych istot w niewolników się zmieniliśmy,
z własnej woli, nie z rozkazu.
porzuciliśmy to, co ludźmi nas czyniło,
zamieniając to na więzy rzeczy.
nie są ważne już uczucia, dobro, które mieszka w nas,
człowiek, Bóg i cała reszta zeszły gdzieś na dalszy plan.
tak, więc pora chyba na mnie, bo, cóż tutaj szukać mam?
ja wybieram wolność,
zniewolenie daję Wam.
a kto ze mną dziś podąży,
nigdy już nie będzie sam,
bo choć tylko wyspą jestem,
takich wysp jak ja, ma na pewno jeszcze kilka ten cudowny świat.