Idąc nocą, ciemną aleją
ogarnia mnie strach
boję się...
przyspieszam kroki, po chwili czuję,
że z mych oczu lecą ciężkie łzy
łzy, których nie jestem w stanie
sama udzwignąć, rozglądam się
ale dookoła są tylko stare,
smutne drzewa, wołam o pomoc,
ale nikt mnie nie słyszy
po chwili upadam na chodnik
lecz by stanąć na nogi
potrzebuję siły, której we mnie
już nie ma, modlę się
do Boga o pomoc, czuje jak moje
ciało staje sie obce, nie chciane
przez nikogo ja pomimo
lęku i strachu poddaję się,
bo nikt mi juz nie pomoże
wszystko wokół staje się obce
moje ciało i ma dusza
to własnie ten moment
kiedy umieram, umieram...
i nie ma mnie juz...
To moj pierwszy wiersz, pewnie jest beznadziejny. Proszę o szczere opinie i ewentualne nakierowanie mnie na poprawki. z góry dziękuje