namacalność nieuchronnego
(przyjacielowi choremu na raka)
rozłóż skrzydła wyciągnij ręce
zaciśnij smutek podnieś pięść
w obliczu śmierci unieś serce
oddaj hołd -
bohaterom tej wojny cześć
muzyka płynie ciut zbyt nostalgicznie
przenika zimno aż do kości szpiku
zaśnijcie demony tej wojny nareszcie
ukraść im żołd -
odbierzcie mi tej ciszy krzyk ryku
przeżyjesz wstaniesz silniejszy niż zwykle
spojrzysz dumnie na życie od strony
niezwykłej swej szansy tak tkliwie nikłej
lecz walcz –
śmierć giermek domaga się życia korony
kilka słów komentarza: nigdy nie byłem i nie czułem się poetą, to mój pierwszy post, ten utwór wypłynął ze mnie pod wpływem smutku, zapisany na kolanie, prezentuję praktycznie w tej formie w której się pojawił (pisany "ciurkiem" z głowy); proszę o szczere opinie - nie boję się krytyki bo jestem świadom iż niewiele potrafię jeśli chodzi o piękno przekazu, chciałbym jednak wiedzieć czy jest sens w ogóle ciągu dalszego - czy ktoś będzie to czytał
dziękuję