Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

jonwajn

Użytkownicy
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez jonwajn

  1. Panie Marcinie, oprócz Pana subiektywnej oceny tekstu nie zamieścił Pan niczego co by uzasadniało Pana opinię. Prosiłbym o szczegóły. Nie pokradłem wszystkich rozumów, zamiesciłem ten tekst, aby ktoś wskazał mi miejsca słabe. Stwierdzenie, że tekst jest bardzo słaby nie jest żadnym stwierdzeniem, interesująco by było gdyby napisał Pan co się Panu nie podoba. Oczywiście może Pan powiedzieć, że cały tekst do niczego się nie nadaje... ale to nie będzie źle mówiło o mnie jako twórcy, ale o panu jako krytyku. Pozdrawiam jonwajn
  2. Z miłą chęcią poczytam co macie do napisania:)
  3. Miał ciepłe oczy. Lubiła w nie patrzeć. Weronika miała trzydzieści lat i płomienno rude włosy. Teraz stała przy komodzie i wodziła palcem po zdjęciach pełnych wspomnień. W jej życiu królowała przeszłość. Dzisiejszy dzień się nie liczył. Do drzwi zadzwonił dzwonek. Otworzyła. - Witaj moja droga. Przyszedłem żeby wejść w ciebie –powiedział mężczyzna o oczach czarnych jak węgiel – wiesz że nie możesz zostać tutaj sama. - Tak wiem – powiedziała w roztargnieniu – zaraz będę gotowa. Weszła do sąsiedniego pokoju, śćiągnęła szybkim ruchem spodnie, zerwała bluzkę. Na końcu zabrała zdjęcie i przyłożyła do piersi. Było zimne i metalowe, podobnie jak on. Tak wszedł w nią. Mężczyzna poufale był w ciele Weroniki. Prowadził ją drogą w dół. Chłodny jesienny powiew z jego ust niósł ze sobą zawodzące dźwięki. Dywan szykował się na jałowe dni. Czasu było mało. Wchodził w nią prawie pustą rozświetlaną ulicznymi latarniami. Takiej samotności nie czuła nigdy. Nawet kiedy wyszedł i zamknął na wieki swe ciepłe oczy. Niech reszta wyjdzie razem z nim. Tyle o Twoim tekśćie!
  4. Chociaż zakończenie jest, tak sobie myślę, ale zbyt biblijne, zbyt już przelatane
  5. Niech Hannibal Cię zje!
  6. A to Romuald, niegrzeczny chłopiec!!! Tekst się czyta, ale nie jest to opowiadanie, tylko wyrywek z pamiętnika nastolatki.. chociaż moment z bigosem ostry i fajne zestawienie z tym co się wcześniej stało... Pozdrawiam
  7. Chciałbym jeszcze odnieść się do wypowiedzi/komentarza Espeny Sway, napisała ona: "sama piszę najczęściej poezję, jednak również proza nie jest mi obca. w szkole średniej pracowałam nawwet w gazetce szkolnej jako redaktor naczelna, więc chyba nie jest ze mną tak źle ... :)" No jeżeli pani nie jest obca poezja i w szkole średniej w gazetce szkolnej redaktorką pani była to chciałbym schylić czoła pani wielkości i pani majestatowi... Proszę przyjąć moje wielkie wyrazy szacunku!
  8. ok rozmyślania... zwłaszcza to o manifescie
  9. Dla mnie ten tekst wiele ma z jakiejś czytanki dla dzieci w podstawówce. Na samym początku autor mówi nam gdzie jest Oświęcim, uświadamia nam co to jest dobro, a co to jest zło. Coś ala schozofreniczne połączenie moralizatorstwa Herberta z "PRzesłania Pana Cogito" i poezją ks. Jana Twardowskiego. NIe ma to żadnego związku z prozą. Łączenie języka Biblii, poezji, kiepskich metafor, porównań i języka czytanek podstawówkowych, lub tekstów z książek do nauki języka obcego... Choć podobały mi się niektóre stwierdzenia takie jak: "architektury z drutu kolczastego" Jednak o wartości tego utworu może świadczyć jego zakończenie: "Jestem ponad sześćdziesiąt jeden lat później wśród żywych; myślę o tych, którzy nie przeżyli, którzy nie urodzili się. Wiem jaki napis powinien trwać na tęczy nad Auschwitz-Birkenau – „nie zabijaj - pamiętaj”." Nudne to, moralizatorskie i nie daje jakiegoś autentycznego szacunku. Nie sprzedaje się w formie... To jest kazanie, a nie narracyjna wypowiedź, tak chyba złapałem ten utwór za rogi... To jest Kazanie!
  10. "Przecież te kurewskie figury nie miałyby duszy, nie można byłoby z nimi porozmawiać a i tak by się podobały. Pieprzeni wzrokowcy. Wydymaliby własne matki gdyby miały o dwadzieścia lat mniej. A gdzie miłość? Ot co. Było ich trzech. Chcieli żebym postawił im kolejkę albo mi wpierdolą. I wpierdolili przy okazji wzięli się też za nią. Podobno odeszła już po pierwszy uderzeniu. Zastygała a oni zmieniali się jeden za drugim, jak wosk." W tym momencie zaczyna się coś dziac... reszta jest kiszeczka... ale także i w tym miejscu brakuje czegoś, a raczej jest za bardzo nagadane... do przerobienia według mnei pozdrawiam
  11. Opowidanie interesujące, kilka smaczków językowych, fajnych: "To wtedy ja byłem dwudziestojednoletnim prawiczkiem, a ona osiemnastką po dwóch związkach i czterech analach" [po analach mi się spodobało] I jeszcze "- A co? Masz wolną chatę? – [i tutaj długie dywagacje, a po jakimś czasie odpowiedź] - Mogę mieć. [i dalsza część dialogu, bardzo wyrazista] - Mów dalej... - ...przygotuję kolacje, BĘDZIE WINO - już mi się podoba, - nie przerywaj mi!...BĘDZIE WINO, lawendowe świece.. - o kurwa! – skwitowałem temat i wybuchnąłem śmiechem. - Z czego się śmiejesz debilu? - Z lawendowych świec. - A ty jak sobie to wyobrażasz? - Zabrałbym cię do Country baru, postawił hamburgera, piwo , a potem grzmociłbym cię na stojaka w kiblu. - Też mi coś. - Nie podoba ci się taka wizja? - Ostatniego hamburgera zjadłam jak miałam dwanaście lat. - W takim razie widzimy się wieczorem." Coś z Hłaski tutaj widziałem... Później ciekawie snuje się ta opowieść, pojawia się w czytelniku napięcie co się stanie: Ten fragment także jest fajny, tego się domyślamymy, żę będzie krew, pierwsz krew, ale nie sądzimy że po jego stronie. " To chyba już! – oznajmiłem niepewny - Co już? - No tak mi się wydaje, że to już. Wyjąłem go , był cały we krwi. - Skąd tyle tej krwi? – zapytała - A skąd ja mam to niby do kurwy nędzy wiedzieć? Krew lała się strumieniami, poplamiła całą pościel, kąpaliśmy się we krwi, ból był coraz mocniejszy, nie dawałem już rady. Położyłem się na łóżku , trzymałem się za fiuta i umierałem z bólu." Ale trochę mnie zakończenie zawiodło, według mnie powinieneś nad nim popracować... Pasowałoby jakieś zdanie inteligenstne, dialog między doktorem a nim, co zostawiłby pewien niedosyt, że nie cała tajemnica została ukazana: "- Piotr? Co się dzieje? - N I E W IE M !!! Dzwoń po pogotowie.! Zadzwoniła. Karetka przyjechała po godzinie. To było najgorsze sześćdziesiąt minut w moim życiu. Ból nie chciał odejść a fiut wciąż krwawił. Zabrali mnie do szpitala, dali coś na ból i pozszywali. - Pękło panu wiązadełko, stracił pan dużo krwi, rzadki przypadek, ale już wszystko w porządku. Proszę odpoczywać. - Panie doktorze czy ja jeszcze będę... - Bez obaw. Wszystko dobrze się skończyło."
  12. Wciskając swoje przejęzyczone oczy w otchłanie potęgującego pięknem monitora piłem życie z twojego tekstu galonami, tak jak żołnierze w Iraku wlewałem w swoje spodnie niezwykłe jakości estetyczne tego tekstu, pisz więcej i podpalaj więcej, a później zdaj nam z tego relacje pozdrawiam
  13. Ładnie prowadzona narracja, ale zbyt to dla mnie nudne... Istnieje pewne napięcie pomięzy chłopakiem a dziewczyną, ale nie są on zbyt wyraziści... DLaczego porównujesz dziewczynę do BUddy możesz mi to wyjaśnić, bo nie zrozumiałem, po jednokrotnym przeczytaniu? Zakończenie takie stojące, i mogło by się sprzedać, gdyby pojawiło się wnim coś z wczęniejszych zdań, może coś z Buddą... gdy się na niego ostatecznie zdecydujesz Pozdrawiam
  14. Przyszłam w czwartek do pracy i nie mogłam otworzyć drzwi identyfikatorem, dobrze, że pomógł mi ochroniarz Marek. Na górze okazało się, że w ogóle nie jestem uwzględniona w grafiku. Dzwonię zatem do service level, pytam się jak ja pracuje, dlaczego mój identyfikator nie działa i nie mogę się załogować, moje imię Magdalena Witkowska, a oni do mnie, że taka tutaj nie pracuje, rozumiesz, że nie mają takiej pracownicy, to ja się na początku zaśmiałam, a potem przestraszyłam się, na poważnie się przestraszyłam, więc mówię, proszę zadzwonić do mojego koordynatora Roberta Maka, on mnie zna i wszystko wyjaśni. A oni do mnie, że takiej osoby nie ma, nigdy nie pracowała w naszej firmie. I żebym im nie przeszkadzała, bo mają dużo połączeń, a ja tylko blokuję linię. Znałam przecież pomieszczenia, rozstaw mebli, te kolory, kojarzyłam ludzi, pamiętałam ich imiona, to jak to mogłam nie pracować? Wiedziałam także co należało do obowiązków telemarketerki, znałam wszystkie procedury i programy. Skąd miałam ten identyfikator, jeżeli nigdy nie spędziłam nawet godziny w tym biurze? Byłam już tutaj wcześniej, przecież rozpoznał mnie Marek zeszłam na dół i powiedziałam mu, żeby mnie bronił, bo jakiś spisek przeciwko mnie, że sierota jestem i nie chcą się do mnie przyznać, jakbym coś zrobiła, a on do mnie, że mu się pomyliłam z kimś innym dlatego mi otworzył i bardzo mnie przeprasza, ale będę musiała opuścić ten budynek, gdyż przebywam w nim nielegalnie. A ja do niego: Co ty Marek, ty tez mnie nie poznajesz, przecież zawsze fajki paliliśmy, tutaj staliśmy, ognia nigdy nie miałeś. A on do mnie, że nie pali. Jak nie pali, jak widzę, że z prawej kieszeni marlborasy mu wystają jak stringi nastolatce. To kolegi, kolegi... zostawił. - Już by ci Bartek fajki zostawił, przecież wszystkie byś sprzątnął zaraz... - Co ty gadasz, ja na komuni przyrzekłem, że papierosa do ust nie włoże. - Ty papierosa nie włożysz, jak nie ty, to kto? Przecież wszyscy wiedzą, że palisz jak smok. - Chyba ci na łeb padło. - Przyznaj się, że ci kazali tak gadać. No, czemu mnie wpuściłeś? - Bo mi się pomyliło. Podobna jesteś, po prostu, do takiej jednej, co tutaj pracuje. - Taką mam siostrę syjamską? - Mam to gdzieś, wyjdziesz stąd sama czy mam cię wyprowadzić siłą?! I wtedy patrzę, a idzie ta dziewczyna. W niebieskiej sukience, wesoła, rozdziabiona, taka nasza, swojska, dobra. - Cześć - uśmiecha się ładnie ona. - Cześć. - odpowiada Marek. - Wpuścisz mnie, bo wczoraj identyfikator zgubiłam i musiałam go zablokować. - do niego mówi na niebiesko. I on jej odpowiada po swojemu, na czarno, ale rozjaśniony, taki jakby nie on. I wyszłam z budynku na czerwono, tak jak mi kazał, ale się schowałam i czekałem aż coś się wydarzy. Obserwowałam, aż w końcu on wyszedł, Marek się pojawił, taki jakiś dziwny, skulony, rozglądał się wokół, patrzył czy go ktoś nie śledzi. I wyszłam, opuściłam ten budynek, ale nie do końca, wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. Schowałam się za metalowym zardzewiałeym koszem i obserwowałam i potem Marek wyszedł, po kryjomu, żeby nie było widać, przyczaił się i z kieszeni wyciągnął,takiego białego, z koszuli i zapalił. Papierosa zapalił. I wszystko już wiedziałam, nikt mi nie musiał nic mówić. Wszystko! Popatrzyłam do góry i zobaczyłam tęczę...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...