omijanie nie jest sposobem kiedy cień pada z każdej strony
a gmatwanina bluszczu rozrasta się w nakazie skomplikowania
trzeba wsłuchać się w swój puls imperatywu i wyplątywać z brunatnego wężowiska
strząsnąć oślizgłą maź obumarłych części przygarnąć mocny pęd
i podciągać się do mniejszego horyzontu zielonych sprężyn
nie wolno zasnąć po pierwszym hauście powietrza bez zgniłego nalotu
potem można pozwolić sobie na chwilę zagłębienia w oparciu zakoli
i dalej toczyć wspinaczkę wzdłuż poręczy w podwójny cień liści drugiego horyzontu
dopiero tam pragnieniem pochwycić rozkołysaną czystą kroplę
na chłodnej gładzi międzyrzecza ułożyć zmęczenie
i już tylko zadowolić się falami przypływu aromatów
samym widokiem smukłej budowli pokonywaniem w myślach gładkości
jej wysokiego wsparcia przemierzaniem wielu wyobrażeń konstrukcji zwieńczenia
pozostawać poza zasięgiem parzących czułek ukwiała