kupiłam wino o nazwie Melancholia
upiłam się nim do nieprzytomności
straciłam nad ciałem i umysłem
kontrolę, gdyż napój ten słodko-gorzki
niezwykle mocnym jest
uderzył brutalnie do głowy
miałam halucynacje, nim upadłam
mamrocząc coś do siebie
mówiłam do wyimaginowanego rozmówcy
czując, że o ważnych rzeczach mądrze prawię
wierzyłam, że coś znaczą słowa
że nie są jedynie niewyraźnym echem
milionów zgubnych myśli
więc grałam dalej rolę w sztuce
którą wystawił los w teatrze złudzeń
kpiąc i drwiąc sobie ze mnie
jak tak żałośnie trwam w tej iluzji
niczym Don Kichot walczący z wiatrakami
tak ja- ten wrażliwy głupiec
obudziłam się, wstając w rzeczywistość
bez poczucia czasu i miejsca
z niewyobrażalnym kacem dudniącym
w skroniach skażoną krwią
nie wiedziałam, co śniło mi się
a co było prawdą
jak długo trwało, gdzie miało początek
a gdzie się kończyło
patrzyłam na swoje brudne dłonie
i na przekrwione oczy
czułam, i czuję do tej pory
ból, ten okropny, lecz nie głowy
i wciąż mam w ustach smak tamtego wina
smak ten zgubny słodko-gorzki
powraca czasem w snach tamten czas
w snach znów los ze mnie szydzi
przypominając ów tragi-komiczny spektakl
i tę rolę, którą tak nieszczęśnie
a z takim oddaniem musiałam odegrać