Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kasia Dobrowolska

Użytkownicy
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Kasia Dobrowolska

  1. okład ze starych fotografii umoczonych w czerwonym winie kładę na swoją rozdygotaną ciszę i chylę czoła w ukłonie przed tą, co najczulszą darzy mnie formą sadyzmu
  2. czyściec to jest to miejsce mój konfesjonał moje rozgrzeszenie poprzez brud oczyszczenie zasyfione uliczki podświadomości i tlące się iskry jak obelga dla czystego napięcia zaułek w miejskim mroku wyciosany przez nostalgiczne jęki i echa neonów pośród łapczywych spojrzeń mentalnych skrytobójców to jest to miejsce tu siebie odkupuję i tu siebie kuszę
  3. popatrz na płatki śniegu te małe anioły tak piękneI tak ulotne i spadają z nieba olśniewając na chwilę swym urokiem i rozpływają się w twych dłoniach ...jak marzenia
  4. Jacy wszyscy dziś ponurzy Jacy smutni Rozsypani popiołem na tej brudnej ulicy Wsiąkają w kałuże i mokną, mokną Nikną... Pod zduszonym kłębami szarości miejskim Niebem Krople sączą się posępnie stąpając raz I ostatni o chłód chodników Ogół- jak siwo-bura żałoba Ktoś umarł? Cisza wiecznie przeżywa tu swą śmierć Jej żal dudni mi w uszach Jej zgrzyt i szloch słyszą wszyscy Którzy czasem po zmierzchu odważą się Stawić czoło zimnym murom One buczą... szumią, jęczą!
  5. kupiłam wino o nazwie Melancholia upiłam się nim do nieprzytomności straciłam nad ciałem i umysłem kontrolę, gdyż napój ten słodko-gorzki niezwykle mocnym jest uderzył brutalnie do głowy miałam halucynacje, nim upadłam mamrocząc coś do siebie mówiłam do wyimaginowanego rozmówcy czując, że o ważnych rzeczach mądrze prawię wierzyłam, że coś znaczą słowa że nie są jedynie niewyraźnym echem milionów zgubnych myśli więc grałam dalej rolę w sztuce którą wystawił los w teatrze złudzeń kpiąc i drwiąc sobie ze mnie jak tak żałośnie trwam w tej iluzji niczym Don Kichot walczący z wiatrakami tak ja- ten wrażliwy głupiec obudziłam się, wstając w rzeczywistość bez poczucia czasu i miejsca z niewyobrażalnym kacem dudniącym w skroniach skażoną krwią nie wiedziałam, co śniło mi się a co było prawdą jak długo trwało, gdzie miało początek a gdzie się kończyło patrzyłam na swoje brudne dłonie i na przekrwione oczy czułam, i czuję do tej pory ból, ten okropny, lecz nie głowy i wciąż mam w ustach smak tamtego wina smak ten zgubny słodko-gorzki powraca czasem w snach tamten czas w snach znów los ze mnie szydzi przypominając ów tragi-komiczny spektakl i tę rolę, którą tak nieszczęśnie a z takim oddaniem musiałam odegrać
  6. w omdleniu fruwam ponad kłosami niebios z szemrzącym szumem fal powietrza uginam granice umysłu by mdleć dalej w uniesieniu by malować uległymi palcami wyrazy błogości i ukojenia jak w słodko niebezpiecznej pajęczynie snów oplatam się tymi delikatnymi nićmi i łączę je w pejzarze rojeń w kwieciste wzory bujam się na huśtawce zawieszonej na niewidzialnosci a każda cząsteczka mojego ciała drży jak pył w powietrzu bo czuję sie tak misterna i tak lekka jak z koronkowej mgły migocząca tęczą w omdleniu fruwam ponad kłosami niebios
  7. mniej mnie, mniej o jedno westchnienie o jedno wejrzenie w głąb siebie mniej mnie niż byś sobie tego życzył mniej o jedno my, o jeden krok w tył... mniej mnie o coraz więcej ciebie wszędzie mniej o każdy sens, którego nie ma i nie będzie
  8. Na dzień dobry i na dobranoc Zamiast modlitwy i zamiast pocałunków A pomiędzy wschodem i zachodem Wieczności nasiąknięte jej zapachem Światy za rzęsami Popijam kęsy dnia nalewką z gwiazd W punkcie między cieniem a świtaniem Łączę granice w bezkres I doprawiam fałszywym cynamonem Uwodzę siebie… uwodzę i zwodzę
×
×
  • Dodaj nową pozycję...