Przychodzę do was z błogim spokojem i drżeniem rąk,
ciężkim oddechem, wzrokiem uśpionym w klatce cierniowej,
z ogryzkiem miłości w zębach
I spójrzcie proszę jak to jest być:
pokonanym, zdeptanym, zrujnowanym w przyjaźni z ludźmi.
JAk boli, cieszy
męczy, uspokaja
Teraz pomóżcie mi podać dłoń
uśmiechnąć się
zapomnieć
stać się potrzebną jak dotyk matki
łagodną by koić rany
Dość z ostrością co tnie jak nóż.