Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Daria Śpiewak

Użytkownicy
  • Postów

    133
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez Daria Śpiewak

  1. we śnie widziałam młodego artystę
    myśl jego śmiało-wolna, serce - czyste
    jak jego pejzaże
    marzenia łapał w dłonie, malował ich twarze
    dziwował się chmurom, szczupłymi palcami
    przemalowywał niebo swoimi farbami
    rysował pola, lasy, różne pogody
    naiwna romantyczność
    - póki był młody

    lecz los człowieczy , jak to zwykle bywa
    przeciął nić szczęścia młodego artysty
    i stał się nikim - bo już rzeczywisty
    opowieść ta smutna, a taka prawdziwa

  2. szukam odpowiednich wyrazów
    marszczę brwi w skupieniu
    w świetle żarówki drwiącej ze środka wszechświata
    sufitu
    skąd gwiazdy spadają na pościel
    chłodną niewyszukanym moim zapachem
    analizuję litera po literze
    te ważne których się boję
    nie do wypowiedzenia
    nie do wiary
    przebieram starannie przesiewam
    przemykam między znaczeniami

    ktoś zmienił zupełnie sens słów
    i co mi teraz po mowie

  3. ciekawy wiersz, wyrzuciłabym tylko "leni się" bo jakoś tak nie pasuje mi do reszty. Kot występujący daw razy zbyt blisko siebie też do zmiany. I Pomodlic sie moim zdaniem nie potrzebne. może przecież być tak" idę do kościoła/ niech Bóg mi wybaczy..."
    Pozdrawiam gorąco:)
    PS. A może pod lewą dłoń podstawić psa? Jemu też się coś czułości należy a co! :P

  4. a jeśli przyjdzie nam umrzeć osobno
    w bladoróżowej zmiętej pościeli
    jeśli nie będzie nikt wiedział i rozumiał, dlaczego
    wolałabym umrzeć przy Tobie
    i jeśli wreszcie gorącym oddechem
    Tanatos nam zamknie oczy
    chronicznie zielone - na wieki
    przestaną odchodzić pociągi
    ode mnie do ciebie
    zawsze tylko w jedną stronę
    i słowa wypłyną wreszcie
    z zimnego gardła
    - kochałam tylko ciebie

    a jeśli nieszczęście się przydarzy
    zesłane z pozłocistych ołtarzy
    i ty będziesz pierwszy
    w niebie
    ja zostawię wszystko
    i na piechotę pobiegnę do ciebie

  5. ufałeś tylko swojemu odbiciu
    w brudnym lustrze
    w zeszmaconym pokoju
    cała reszta kłamała

    śmierć przyszła za wcześnie
    albo w sam raz
    i tak wszystko dąży do upadku

    więc bez różnicy

    twoje ręce były na pokaz
    nie na własność
    nie można zakochać się w uśmiechu

    wierzyłeś tylko w siebie
    życie to sztuka improwizacji

    ucząc się od nowa
    wciąż nie rozumiesz
    miłość to nie jest egoizm
    a jądro ciemności
    nie leży pomiędzy twoimi nogami

  6. bóg jeden dał nam nadzieję
    że można coś stworzyć z niczego
    zabiło Adama i Ewę to brzemię
    bliźniego swego jak siebie samego

    podziwiam tych ludzi, co wciąż poszukują
    niczego nie pragną i nie potrzebują
    i mają już wszystko, choć ciągle
    niczego nie widzą, niczego nie czują

    i powiedz to wszystko, co myślisz
    milczenie jest przecież bez przyszłości próżnią
    bo jeśli nie chcesz nic zmieniać
    to potem, niestety, już może być za późno

    jak nie jesteś pewny, co czujesz
    raz kozie śmierć, wszak nic nie ryzykujesz
    bo potem odejdzie bez sensu
    to wszystko, co tak bardzo poważnie traktujesz

    a wiara i miłość zostanie
    i będą topniały najbardziej na wiosnę
    i coś między nimi - to rozczarowanie
    nie widzę końca - kiedy wreszcie dorosnę?

    więc to bóg dał nam talent do tego
    by niszczyć się społem, i jego samego
    pomyśl o tym, nim zaśniesz
    i następnym razem nie pytaj - dlaczego?


    nie chowaj się do jutra
    bo jeszcze słońce nie zgasło
    bo świeci przebiegłe światło
    bo promyk nadziei się tli w zakamarku

  7. ja w świątyni dumania
    azylu
    odgrodzona od świata
    chowam się w zieleni
    bywam i drzewem i wodą
    czasami ogniem

    myślę o tylu sprawach
    jedną z nich - Ty
    następną melodia liści
    pieśń przyrody

    stąd znów wyciągam dłoń
    znów ja pierwsza
    złap ją
    bo to zawsze w ostatniej chwili

    ale zadowolę się nawet
    przyjaźnią
    przestałam chyba marzyć o czymś więcej
    nawet okruchami
    z Twojego stołu
    suchą piętką od chleba
    spojrzeniem przez szybę
    pędzącego samochodu
    nawet Twoim zapachem
    zaplątanym w gałęzie

  8. takie sobie ot popołudnie
    już od dawna u mnie wszystko tak samo
    to nie powiew świeżości porusza firanką
    nie on siedzi ze mną przy stole
    patrzę w czyjeś inne oczy
    tylko skąd ten uśmiech, spokój?

    jesień zapachniała ogniskiem za oknem
    złoty kurz osiada na dłoniach
    ciepłą skórką jabłek wygrzanych słońcem
    pieści rumieńce

    zamykam oczy i wiem
    to przyjaciele pomagają budować z ruin
    i dziękuję Ci
    za to, że zaistniałaś w moich dniach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...