Ok, skończmy już z tym. Nie jestem zajebista. Jasne? Ok, ok. Nie jestem. Przyznaję się. Spoko, nie jestem.
Nie jest mi nigdy zajebiście zimno, żebyś mógł mnie przytulać i ogrzać ciepłem sflaczałego ciała. Nie musisz już nigdy więcej zdejmować kurtki trzy razy zaszytej od spodu rękawa z powodu przepalenia papierosem. Nie musisz już mnie głaskać po ramieniu, plecach i nerkach mówiąc, że chronisz mnie od wiatru i jakie ja mam miłe w dotyku ubranie. Nie musisz już wdmuchiwać we mnie swojego dwutlenku węgla, który zawsze mieszał się z moim. Ok, nie jestem zajebista.
Nie potrafię zajebiście trzymać papierosa. Wiesz, ja w ogóle nie lubię palić. Ty też nie powinieneś, śmierdzi ci potem z ust. Ten dym taki szary, biały, czarny. Ten papieros taki długi, tyle to trwa zanim w końcu można go tak ładnie zgnieść, splunąć, zagasić. Tyle męczarń, żeby być tylko zajebiście palącą. Ja nie potrafię.
Ach, nie chcę już być dłużej zajebista. Mam maturę. No ja wiem, że niebardzo cię to obchodzi, ale mam i już. Nie mogę tak zajebiście rechotać pod blokiem i budzić demony, bo wiesz, to nawet nie mój śmiech. Śmiech z puszki, taki jak w filmach: "Jaskiniowiec w Nowym Jorku", "Świat według Bundych", "Piździu, Miździu i Wołga". Tak, zajebiste projekty!
Zajebiście było wtedy wąchać klej... No wiesz, sobota wieczór, dwanaście osób w polonezie twojego wujka, pijany Trąbal za kierownicą, sto dwadzieścia na liczniku podczas jazdy przez las, groby za szybą, a my nabuchani. Zafajczeni tą faja z ust do ust i każdy z każdym, skronie tańczą a my dalej. Z ust do ust. No i już nie jest zajebiście, boli mnie ta pustka w mózgu strasznie, wiesz?