Przyszła noc…
Tak nieczuła na wzruszenia
Gdy wtulona, owinięta w koc,
Mrucząc jak kot, przytulona do Twojego ramienia
Liczyłam gwiazdy i dni…
I wbijałam obolały wzrok
W Twoją twarz oniemiałą z zachwytu,
Kojące tęsknotę oczy, które w amok
Zapadły niezwykły, pełne od rozkwitu
Karminowe usta…
Błagałam Boga, którego nie było
By okruch mały
Zatopił w sercu Twym, by tkwiło
Coś niezmiennie, by wichry rozpętały
Twoje smukłe dłonie…
…by coś się zaczęło…