Cisza nie krzyczy — tylko tnie,
gdy ból się gnieździ tam, gdzie nikt nie chce.
Nie widać krwi na myślach dnia,
choć serce pęka raz po raz.
Ostrze to lustro — odbija lęk,
ten, co się czai w środku mnie.
To nie o śmierć tu chodzi, wiesz —
to próba, by poczuć coś jeszcze.
Skóra pamięta, choć rana się zasklepi,
a noc, jak matka, tuli do ciemności.
Nikt nie rozumie… lecz może ktoś
spyta: „Czy boli cię dusza?” — choć raz, choć coś.
Nie chcę cię straszyć, nie chcę cię żegnać,
tylko usiąść obok — nie oceniać.
Bo nawet w szramach bywa sens,
choć prawdziwe ukojenie ma inny kres.