
Adam12
Użytkownicy-
Postów
15 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Adam12
-
Jest tu ze mną ponad rok Regularna Jak wieczorny zapach pączków z piekarni Jest wieczorem Jest rano Rzadko w ciągu dnia Wpada do mnie na kawę Jeździ ze mną na rowerze Czyta w moich myślach Długie poematy... Jest tu ze mną ponad rok Nie odchodzi. Jest jak prąd rzeki Który mnie wziął
-
Znam ściółki zapach zbutwiały I grzybów woń świeżo ściętych Dróg leśnych splot pajęczyny Łąk z mgłami zjawisko zaręczyn. Znam zgiełk dużych miast Mdłe kierunki z pomyłek atlasu Szaleństw narkotyczne powroty Hałaśliwy żal straconego czasu. Znam oczy szklane, zmęczone Drżące wargi zetknięte w pośpiechu Śmiech ironicznych myśli przelotny Zakazany pęd trwania w grzechu Nie znam drogi męczącej przez czas Plączą się chwile i wieki Po omacku jej szukam, bezradnie By dno pustki wypełnić człowiekiem...
-
Nie obejrzeliśmy jeszcze żadnego zachodu słońca Deszczowy październik płynie strumieniami nadziei Żar nie jawi się kolejnym zauroczeniem W tkliwych objęciach delikatności Nie dotknęliśmy jeszcze zwyczajności dnia Pogrążeni w we własnych przyzwyczajeniach Czas traci nadzieję na wspólną kolację Blaski świec więdną przygniecione nieistnieniem Jesteśmy w trakcie mojego życia przed życiem Jesteśmy w trakcie twoich kwitnących ról Jesteśmy, jesteśmy, jesteśmy...
-
Bezradność jest starością Z dłońmi Opuchniętymi ze złości. Z drżącym oddechem W nieudanym pośpiechu. Bezradność jest człowiekiem, Na którego nikt nie czeka. Stającą się tożsamością, Amputacją nadziei bez znieczulenia. Bezradność Zabija bardziej niż życie.
-
W kamienicy, na piętrze W atmosferze wieczoru Oddechy gęste i gwar W caffe noir... Są piękni, i tacy Co krzyków nie szczędzą W uścisku spoconych par W caffe noir... Wzrok mętny wciąż pływa Dym gęsty w intrydze Zasłania chwiejny ruch warg W caffe noir... Gdy usta pasują Klucz w zamku jak ulał Jest taniec i uniesienia czar W caffe noir.
-
Trzymaj moją dłoń tak mocno jak tylko będziesz mógł Kojącym snem podkreślaj swą widoczność Do najżyczliwszej skroni tul Teraz jest o wiele bardziej chciwy Twej obecności umysł mój Dziel sercem swym jak najuczciwiej Emocjonalny wdziewaj strój Nie puszczaj mnie i w dal nie wpychaj Tysiącom kroków złych W zlęknionej bańce nie oddychaj Nie odnoś sił na życia strych Za rękę trzymaj mnie tak mocno Jak tylko będziesz mógł Poczekam tu w tej bezowocni Wyimaginowany ojcze mój
-
Ktoś przez twoje okulary Patrzył na mnie niesymetrycznie Ktoś zatrzymał się twoim rowerem Czekając na zielone światło Ktoś stukał twoimi palcami O blat kawiarnianego stołu Ktoś nosił twoje włosy Nienagannie uczesane Ktoś twoim zapachem Owijał moje zmysły jak szalem Ktoś podobnym głosem Wzbudził szalone bicie serca Ileż Ciebie...
-
Jesteś niewidoczna Ciasno upchnięta pomiędzy meandry nierzeczywistości Tląca się wątłym płomieniem przelotnych wspomnień Twoje Istnienie krztusi się bajkową eutanazją bycia realną Migasz jak wyczerpana świeltówka Patrzę w nadziei, że rozświetli mój sen Ciągle tu jestem Ciągle
-
W wolnej chwili wybaczasz mi wszystkie podłości W wolnej chwili cię za nie przepraszam W moich projekcjach jesteś ogniem wściekłości A ty mgłę w mojej duszy rozpraszasz Twój śmiech moją niezdarność rozlicza Księgujesz sprzeczności, gesty niejasne W oczach, których głębokość aż boli od życia Przeglądam się strojąc w nastroje za ciasne Życie jest bólem, jest błogosławieństwem Szukam Twych śladów na drodze W domysłach wciąż tonie strach jak w szaleństwie Nietrwałość żalu ogrzewa jak ogień I czuję gniew przystrojony współczuciem Wiszące się na nim kołyszą sprzeczności Wytarty uwiera jak kamień w mym bucie I nie pojmuję litości i nie pojmuję miłości.
-
Małe szczęścia znajduję na chodniku Fruwają w powietrzu pomiędzy oddechami Małe szczęścia wypijam łyk po łyku Zachłannie dławiąc się uniesieniami Małe szczęścia płyną z rąk do rąk Fluktuują jak regularne fazy księżyca Czasem zgubione lub wyrwane jak ząb Kurczowo jak człowiek chcą trzymać się życia W małych szczęściach tkwi siła tkwi moc Sens z didaskaliów obdarty żywiczny Spokój struży się nimi cały dzień całą noc w snach łaskawych się uastronomicznia
-
Śnić się będą wszystkie Twoje Słabostki Brwi zmarszczy wiosenny wiatr W kolein świata utknięte mądrości Nie sycą duszy gdy płomień zgasł Lecz Kwiat jaśminu nadzieją rozbłyśnie Jak zmartwychwstały z nicości barw Tętno promieni przetnie srebrzyście ten kamień wzroku co w bezuśmiechu trwał W końcu się słońca z księżycem zabratnią Senność nie wskrzeszy upiornych chwil W zgodzie z słabością i w akceptacji Nićmi złych zmartwień rozprują się dni
-
2
-
Gdy dal czerwieni się wczesnym wieczorem Dalekich mgieł puszyste złudzenia W źrenicach pełnych obojętnego chłodu Już widać drogę do domu I choć spokój się niesie jak echo po przeźroczystym, głębokim szkle Mącona jest kroplą nieukojenia Tafla odległej widoczności Nie pozostawia niedopowiedzeń Nic nie oszczędzi
-
A ja chciałbym swoją duszę Ocalić od opustoszenia Słałbym jej pocztówki z dalekich myśli I wspomnienia Lałbym w nią wiersze i poematy I zasłyszane zaklęcia I dzbany, pełne w polne kwiaty, Wzrok w gwiazdy wzbity w rumieńcach. I pchałbym w nią całe stosy splecionych rąk By trzymały mnie z dala od niechcianych stron I napełniałbym dalej duszę wrażliwością Choć nie jestem pewien czy jej ogrom wytrzyma Ale jeśli pękłaby dumnie napełniona miłością To pal licho, niech pęka, tak trzymać. A ja chciałabym duszę swoją Ocalić przed opustoszeniem Niech byłaby dla snów moich ostoją Niech byłaby marzeniem…
-
Bez ciebie Spękany grunt Grząskie szwy materiału W rozpiętym sercu istnienia Bez ciebie Temperatura sensowności Otacza jak zmarznięty oddech Bez ciebie Ból straty nieskończony Bez ciebie Nie potrafię zaspokoić Głodu życia Ty jesteś żyłą pędu satysfakcji Ty jesteś esencją zrozumienia Nastroszoną sierścią pożądania Ciebie niosą moje oczy ku jasności Tobą sączy się głębokość samotności
-
A gdy już wszystko będę miał Nie będę chciał już więcej nic Blask świec wśród znakomitych ciał Garść słów jak można było żyć Bogaty będę w zasób rad Choć dość niezręcznie będzie mi Wskazywać dokąd zmierza świat Wskazywać co masz zrobić ty A gdy już wszystko będzie proste W uściskach niezliczonych rąk Zwycięstwa dotknie mnie ten boski Laur co wieńczy nagą skroń Majętność całą wówczas zbiorę W garść pustą w mgnienia krótkich chwil I zdmuchnę płomień w złudną wiarę W ów materialny, pusty sznyt.
- 6 odpowiedzi
-
10