Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Krel

Użytkownicy
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Krel

  1. Nadeszła wiosna, pojawiałem się na świecie Maleńki, wręcz niezauważany, dzielnie trzymałem się swojej gałęzi Gdy zrobiło się cieplej, mogłeś już mnie dostrzec Byłem otoczony moimi braćmi, razem chroniliśmy Cię przed słońcem Gdy spotkałeś się z nią po raz pierwszy, wtedy była ulewa, pomogłem Ci do niej podejść Walczyłem dzielnie, od rana do nocy z wiatrami Bałtyku , nie straszne były mi przeciwności Aż nadeszła jesień, czułem że mój czas się kończy Nie byłem już młody, jasno zielony, dojrzałem Ty podziwiałeś moje kolory Mieniły się pięknie, podziwialiście mnie razem Ja czułem się coraz gorzej, powoli umierałem Przegrałem tą ostatnią, decydującą walkę, pod listopadowym niebem Straciłem mych braci, pożegnałem gałęzie, pożegnałem Ciebie Tak jak kiedyś prosto powstałem, tak teraz tajemniczo uleciałem na wietrze Spocząłem pod drzewem, nie wiem czy pamiętasz mnie jeszcze Byłem Ci cichym przyjacielem, Ty będziesz mi najmilszym wspomnieniem
  2. To przychodzi do mnie, kiedy zamykam oczy w nocy, przedzieram się przez labirynty wspomnień obcych Biegnę szukając wyjścia z tego padołu grozy A gdy się budzę dochodzi do mnie, że ciągle siedzę w bagnie Czy to wszystko się dzieje naprawdę? Przychodzą do mnie różne potwory, zmory Czy to demony mojej osobowości, która w cieniu błądzi ? Na piedestał wyniosłem wartości, za które mi tak bardzo wstyd Może dlatego zamiast szczerze rozmawiać wolę zamknąć kolejne drzwi Chciałem żeby wyszło dobrze a dziś znowu idę pić Nie znoszę siebie bez tego, prawie tak bardzo, jak nie znosisz mnie Ty I muszę z tym żyć, a nie umiem z tym żyć Zrobiłem to raz, mogę powtórzyć to dziś To wszystko jest nic nie warte, a trwam w tym ciągle, w nocy nie mogę zasnąć, rano nie mogę podnieść powiek Nadchodzi koniec
  3. Na tronie utkanym z obłudy siedzi nagi król Martwi nie mają głosu, mogą tylko się przypatrywać zza światów Przymykają oczy ślepcy, głusi do uszu przykładają dłonie Chcąc zachować obojętność na myśl, że ich świat tonie Gdzieś w oddali tli się wątła iskra nadziei, głupcy pod skrzydłami matki schowani przed słonym jak łzy deszczem Dogasające w zaciszu jaskiń ogniska przestają ogrzewać dżunglę spowitą betonem Mrok ogarnia świat, król wita lud z pałacowych okien Wskazówki zegara stoją nieruchomo, pięć minut przed północą Jest cicho i spokojnie Jest spokojnie i cicho Taki właśnie ma być koniec
  4. Nieduży pokój, Biurko, a na nim przygaszona nocna lampka Trzy kubki, puste, i jedna pełna szklanka Parę książek, ubrania, w rogu łóżko na nim leżą dwa, niemalże nieruchome ciała Kilka smutnych wyznań, trochę łez i smutku przy akompaniamencie odgłosów miasta za wpółotwartym oknem Ta noc zwyczajna, a jednak tak do innych niepodobna Jestem Ja, Ona i owiane mgłą wspomnienia zeszłych dokonań Jesteśmy my i uczucia, pragnienia, fantazje Jesteśmy tu razem i niech tak zostanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...