Nigdy nie rozumiałem poetów
Szalonych pisarzyn wierszokletów
Zbytnio ich forma wyrażania uczucia
Przyprawiała mnie o mdłości aż do zatrucia
Za dużo chorej słodyczy miłosnej
Depresyjnej jesieni, emocjonalności ciasnej
I dusznej; Forma też tak pachnąca
Kwiatami, metaforami - od przesytu zdychająca
I te nastroje, doznania, wzruszenia miłością
Rozpacze samotników, stające w gardle ością
I płacze, zachwyty i przesłania
Konsumpcji krytyka, do walki wezwania
Ta prawdziwa sztuczność, ta boleść ogromna
Do walki ze światem chęć nieudolna
Wyrzyganie emocji i problemów wewnętrznych
Aby się kto inny z nimi męczył