Stłumiona głębią myśli skupiam wzrok w nicość niczym w białą ścianę, którą można wymalować na wszystkie kolory tęczy, w ręku trzymając kolorowe kredki, tak jak kiedyś niczym beztroska pociecha, której oczy przepełnione słońcem straciły promienie radości i zapadł przerażający mrok, myśli ogarnął huragan agonii, serce przebiły bolesne ciernie, splamione kłamstwami, które nie powinny paść z wiśniowych ust.
Rany stały się drogą, wyjściem ewakuacyjnym podczas pożaru.
Pali się. To me ręce tlą ogień, iskierkę nadziei,która szybko gaśnie.
Dusza zbłądziła w gąszczach ciemnego lasu, zmarznięta, przerażona niczym jak mała bezbronna dziewczynka widząca burzliwą furię ukochanego tatusia, błagając o kroplę miłości.
Na głowę natomiast spadł kwaśny deszcz, pozostawiając ją w ciemnych zaroślach, ale z oddali coś widzi, to szansa, światełko w tunelu, ściana, którą na nowo można pomalować a następnie udekorować nią swoje nowe lepsze życie.