Skończył się już dzień.
Opadł kurz miliona stóp.
Zniknął ostatni słoneczny cień
i zamilkł głos mówiący "rób, rób, rób".
Zapłonęły już latarnie,
ale poza tą jedną.
Może to i lepiej,
bo przy niej wszystkie inne bledną.
Pomyślałem "spokój, nareszcie".
Pełen nadziei poszedłem spać,
a mój niepokój odpłynał wreszcie
i zrozumiałem co znaczy w miłości trwać.
Lecz głos przemówił znów: "Nie wierzcie".