Sześć komór jedna pełna
Czy krwią nasiąknie wełna
Nabój Twymi rękami włożony
Może być we mnie wystrzelony
Wiesz o tym lecz się nie wahasz
Rewolwerem przed oczami machasz
Bęben wprawiasz w ruch
Myślisz że taki z Ciebie zuch
Plujesz mi w twarz
Tak ze mną grasz
Lufa celuje w skroń
Czuje przeznaczenia woń
Zamykam oczy godzę się z wyrokiem
Nie zamierzam być prorokiem
Ty mnie popędzasz krzyczysz bijesz
Tak się z prawdą nie miniesz
Naciskam spust zwalniam zapadnie
Szukam twego serca w studni na dnie
Serca nie ma pusta komora
Gra zaczyna się od nowa
Smukli dwaj panowie milczący
Wiernie w izolatkach czekający
Brzydkie są ich metalowe marynarki
Czy ta runda przyniesie niespodzianki
Choć widzisz moje łzy
Wołasz kolejnego teraz są trzy
Gra nabiera tempa
Z cierpienia wykrzywiona gęba
Pode mną kałuża nie wytrzymałem
Słysze śmiech tym Cię rozbawiałem
Śpiewający ptak w klatce złotej
Nie widzialny pusto w niej jak w komorze mojej
Robi się późno za nami połowa
Choć nie wierzysz cała moja głowa
Jest i czwarty cwaniak w bębnie
Oj coś czuję że będzie ze mną biednie
Broń ostrzega że wypali tym razem
Artysta uczcił zdarzenie obrazem
Przez wieczność na nim Twe błagania
O gry przerwaniu i chwili pożegnania
Ja się nie poddaje piątego dobieram
Jakieś punkty chyba zbieram
Punkty w bitwie gdzie moment każdy
Symbolem miłości będzie zawżdy
Pięć psów w budach szczeka
Ze zgrozy karaluch i mysz ucieka
Szyby pękają tynk sypie się z sufitu
Nic nie wytrzymuje determinacji krzyku
Ktoś wchodzi nawet nie puka
Przynosi ze sobą czarnego kruka
Znam go ja
Przez niego ta gra
Bierze Cię z pokoju siła targa
PRZESUWAM WSKAZÓWKI ZEGARKA
Bęben już cały iskrzy się śmiercią
Sześć języczków wszystkie się wiercą
Ostatnie spojrzenie tylko nasze
Nie pozwolę Ci czekać zaraz świecę zgasze
Biały płomyk nadziei ginie
Nad nim unosi się Twe imię
Wypowiadam je krzycze
Nie... Ja już na nic nie licze
Chce żebyś widziała
Kielichem krwi się oblała
Ostatni jęk usłyszała
I nigdy o mnie nie zapomniała
Czas jak miłość nie zna litości
Zaciera swe ślady pozostaje w czystości
Przekroczyłem granice nie ma odwrotu
Koniec bliski wypadek samolotu
Odwracasz się do niego obejmujesz
Ja lufę a Ty jego całujesz
Nawet w wierszu marzenia umierają
W miejscu gdzie zgliszcza chwastami porastają
Mam już tego dość
STRZELAM...