BAŁTYCKA SYMFONIA
W nadmorskim lesie bezruch i cisza, jak przed koncertem,
tylko złoty blask słońca
kładzie na gładkiej korze drzew
genialne partytury rozstrzelanych cieni.
Mozaika zwartych, postrzępionych paproci
tworzy wzorzystą posadzkę sceny,
inkrustowaną srebrzystymi owalami pajęczyn,
zielenią mchów i rudym brązem
zeszłorocznych igieł.
Wtem,
delikatnie drżące dzwonki osikowych liści
zwiastują
- przebiegający wśród najwyższych gałęzi podmuch:
odgłos wiolonczeli.
Na obojach złotych pni sosen
wiatr gra melodię starej szanty…
Brzmienie fagotów gęstych krzewów kolczastego rokitnika,
zdobnego
słonecznymi jagodami nut górnej oktawy,
ustępuje świszczącej muzyce wiklinowych harf,
uginających struny witek
pod długimi palcami jasnozielonych liści.
Srebrzyste tuby lepiężników
przejmującą melodią zamiatają piaski wydm - lśniąc,
jak błyszczące saksofony przystojnych jazzmanów,
wyrzucających jednym zadęciem wszystkie dźwięki pięciolinii.
Altówki mewich krzyków
rozpostartymi skrzydłami
ścigają podmuchy nadmorskiego wiatru,
wzbudzając
śpiewny flet skrzypiącego piasku,
który podrywa seledynowe smyczki traw,
chylące się ku wspólnemu graniu
w takt rosnącego szumu wód.
Wzmagają się werble morskich pomruków
i wtórujący im – jak dźwięk kotłów - huk fal,
łamiących
swe srebrne, spienione grzywy
na fisharmonii piaszczystej plaży.
Granatowe prospekty
nadciągających z zachodu chmur
wspaniałym organowym chorałem
wypełniają niebo aż po horyzont.
Potęgą wielkiego finału
rozbrzmiewa bałtycki sztorm.