Moje rozmowy o liściach
Daleko gdzieś, nad zatoką w Gdańsku,
gdzie prości wciąż żyją po pańsku,
mieszkali skromnie, pan, no i pani.
Państwo Czarkowscy - tak ludzie ich zwali.
Zapytasz - skromnie? Co masz na myśli?
Odpowiem prędko, że gdyby liści
nie zbierali usilnie i skrzętnie
żyliby nie po pańsku, a biednie.
"Co to za liście i jaka to bieda?"
Wtórować będę, że wcale się nie da
nad morzem w Gdańsku
życ bez lisci po pańsku.
"Dobrze, rozumiem. Z liśćmi - po pańsku,
tylko tego potrzeba im w Gdańsku.
Więc co to za liście? Co się z nimi robi?
Czy o liście laurowe tu chodzi?"
Ani o laurowe, ani o liście kapusty,
ten drugi za mięsisty i tłusty.
Pierwszy,z drugiej strony
jest za suchy i słony.
Kształtów maja wiele, są dosyć różniste,
raz zupełnie proste, raz obłe, kuliste.
Ale! Musisz wiedzieć, że ich zewnętrzne cechy
nie dają całkowitej uciechy.
Dopiero praca, tak zwane parzenie,
pokaże ci w pełni ich światła i cienie.
Stale powtarzaj tę czynność jak mantrę,
może zrozumiesz czym świat jest naprawdę.
Lecz zachowaj wtedy wrażliwość w duszy,
nie myśl o niczym a myśl się poruszy .
Gdy z niezrozumienia przejdą Cię dreszcze,
na to prosta rada - zaparz raz jeszcze.
Dobieraj ostrożnie liście i wodę,
zyskaj kompana, a nie przeszkodę.
Ważny jest kolor, świeżość i źródło,
najprostsze rzeczy wykonać trudno,
więcej w tej sprawie radzić Ci nie chcę.
Nie będę także patrzeć na ręce.
Pamietaj tylko! Liście jak ziarna maku
nigdy nie dadzą dobrego smaku.
Jeszcze dwie sprawy - temperatura i czas,
szybkie rozwiązania to wyjście dla mas.
Żwawość i owszem, często potrzebna,
lecz pozwól czasem by Celsjusz zbiedniał.
Kiedy zaś możesz, usiądź wygodnie,
jeśliś samemu to zdejmij spodnie.
Trwaj tak w jednej chwili przez całe lata
i niech cię przez życie prowadzi herbata