[I][/I][FONT=Courier][SIZE=1][COLOR=gray] Teraz czucie moje w dziękczyn wprawiam, już, o teraz w zmysły rosnę i zanikła mi obawa by wysławić stan donośny... Za zasłoną myśli krztuśnych, dziwy czają się banalne, Zatopione w słowie pustym, stoją strachy, przedstawiajmy! A zasłyną z wielkim trzaskiem, tuż przed chwilą zanim zaśniesz. Na nic chęci, na nic sprawki, w twym obliczu wobec matki. Temu mówi i nagradza, co za nią w głos przechadza. Szarpie głowę, mąci myśli, więc uważaj na co wyśnisz. Szalej, szalej, lecz nie długo byś uznanym był jej sługą. Wolisz czekać, też niedobrze, ona łechce coraz ostrzej. Więc wybrańcu wiedz, że stan twój, gdy przemianą się pojawi, dużo zniszczy, wiele strawi, lecz to cena niodzowna, tego, który siebie ma w niej. Ona szczytna i zaczeka, byś odnalazł w się człowieka, przeć to on, to jej kochanek i nadchodzi z swym ufaniem... Ciężko dostać i uchwycić hojne myśli, bo bez przyczyn. Tak powiadam wam słuchacze, dużo myśli, wiele znaczeń, lecz powiadam dostań, uczyń, byś pokrewnych na zaś uczył. Odrzuć troski i biadania, spraw swój żywot SIĘ stawaniem.