Gdy mnie ktoś zapyta na wiecu pijackim
Ze wszystkich opcji, nawet wariackich
To kim byś chciał być, człowieku?
Prątkiem gruźlicy w dziewiętnastym wieku
Szalałbym wtedy po całym świecie
W każdej by o mnie pisali gazecie
Otwarte każde przede mną byłyby drzwi
Nieważne czy dobrzy by byli za nimi, czy źli
Nie omijałbym zwykłych ludzi jako takich
Choć wolałbym wśród sław przebywać wszelakich
Z Chopinem wierzb polskich szumienie
Zawierałbym w mazurków brzmienie
Przy dźwiękach polonezów, w Paryżu tam
Kochalibyśmy się namiętnie z George Sand
Z Mickiewiczem popalałbym opium
Z Towiańskim i spółką zebranymi wokół
A gdyby znudziło nam się ich czcze gadanie
Ścieralibyśmy razem pięty na stepie, w Akermanie
Ze Słowackim po nocach byśmy rozprawiali
Czy tą, czy tamtą bardziej żeśmy kochali
Gdy już doszlibyśmy do porozumienia
Szukalibyśmy do brzasku w absyncie natchnienia
Wymieniać mógłbym ich do rana
I moje wspólne z nimi starania
Ważne jest to że byłbym dla nich pomocą
Wyjściem z marazmu, sprawczą mocą
Nie byłoby odpoczynku od sztuki ni wczasów
Bo dzięki mnie, na siebie mało mieliby czasu
Ale przecież by nie lubili, co tam, zgoła cię nienawidzili!
Jeśli chodzi o mnie rany takie szybko się goją
Mawiał Kaligula, pozwólcie im nas nienawidzić,
Póki się nas boją.