Przekłamanie patrzysz na świat,
twe oczy, przekłamane.
Spacerując z głową w chmurach,
jestem tylko chłopcem z sercem,
uciekającym sercem od uczuć.
Zdołasz ujrzeć ból?
Ból, jaki dotąd ja zdołałem unieść?
Zdołałem przetrwać, spędzony czas w ciele istoty,
którą nie jestem.
Egzystencja kolorowa,
to wielobarwne odcienie czerni.
W sercu czarnej krwi strumienie,
zamglone, w żyłach wspomnienia i biały
nieujawniony.
Gubię się wśród najlepszych dróg,
by spaść w dół, gubię się.
Daję całego siebie,
siebie całego daję by być dobrym,
wszystko z siebie daję trudnym dniem.
Plecak smutku i łza płynąca strumieniem,
płynąca po zaróżowionych policzkach.
Wezmę wdech,
na ostatni pozwól wdech, niech słowa płyną.
Niech płynie słów strumień szczery.
Niech szczerość dryfuje, niech zmyje ból.
Cierpienie niech zmyje.
Egzystencja bez schronu, przekłamana.
Przekłamana, bez schronu egzystencja.
Czas kurtyny odsłonić,
strzepać kurzu chmury.
Zrzucić historie, które zwinięte w teatralnym koncie tkwią.
Tuż przy masce,
chłopięcej masce,
z zaróżowionym obliczem radości.
Wypchnij z wiatrem krzyk.
Krzyk w kurtyny zwiń,
w teatralny kąt
Chwyć mą radę i goń,
za szczęściem swym, prędko goń.
Obiecuję, że odnajdę.
Wiem, że odnajdę ja.
Perfekcyjną drogę by nie spaść w dół,
by razem trwać.