Janek był jednocześnie dumny jak i sfrustrowany prezentem jaki otrzymał w testamencie od zmarłego dziadka Henryka Tarnowskiego. Nieruchomość na obrzeżach Krakowa była delikatnie mówiąc w niezbyt dobrym stanie. Wszystko było do wymiany poczynając od piwnicy do dachu. Może ktoś inny byłby zadowolony z takiego obrotu sprawy, ale nie Janek. On miał swoje sprawy. Praca, wyjazdy za granicę, imprezy i przelotne dziewczyny które zaliczał w hotelach. Rozpierała go duma na myśl o tym, że dziadek go uwzględnił w swoim dokumencie ale i też tak na prawdę bał się tego "Po cholerę mi ta rudera?" myślał z goryczą. Po dniu wszystkich formalności przyszła kolej na grzebanie w starych śmieciach które trzymał dziadek. Jego uwagę przykuła skrzynia ustawiona pod starym oknem na strychu. Była solidnie obudowana, ale już czas dał znać na kolorze drewna - wpadła w zielonkawość. Janek otworzył wieko i ujrzał kilkanaście przedmiotów. Stare spodnie, jakaś sukmana, poplamiony na czerwono sztandar na którym dumnie orzeł wypinał pierś, śmieszna czapka, stalowa tarcza i zabytkowy miecz. Janek wyjął te przedmioty i od razu pomyślał o tym, że sprzeda te starocia w lombardzie lub przez allegro. "Muszą być nawet sporo warte", zastanowił się. Janek znowu zajrzał do skrzyni. Na spodzie leżał materiał nie pierwszej młodości. Młodzian odgarnął go i ujrzał coś czego nigdy nie widział. Przepiękne buty, przypominające kapcie. Były wykonane z materiału, chyba aksamitu, w kolorze bordowym. Kolor był bardzo intensywny, jakby nigdy się nie zestarzał. Podeszwy były twarde, drewniane, ale nie takie jakie jakie spotyka się dziś w drewniakach. Na aksamicie był pas białego puszystego materiału zdobionego malutkimi klejnocikami. "Zgarnę za to fortunę, jeśli okażą się zabytkowe", obudziła się w nim myśl. Janek nie mógł oprzeć się pokusie aby założyć te kapcie. "A niech tam, zanim to sprzedam raz się w nich przejdę". Wziął je w dłoń i usiadł na starym fotelu, który mógłbym robić za tron gdyby ktoś się uparł. Zdjął buty i jeszcze raz przyjrzał się kapciom. W głębi duszy czuł dziwny lęk. "Chyba zwariowałem, boje się założyć te starocia" , zadrwił sam z siebie w duchu. Wsunął prawą nogę a potem lewą. Wstał i przeszedł się chwilę "Nic się nie dzieje, jestem głupi haha". W tym samym momencie poczuł mocne uderzenie w plecy. Ktoś krzyknął obok niego - Uważaj waści panie! Janek zobaczył że siedzi na koniu, w prawej dłoni trzyma znajomy miecz a w lewej także znajomą tarczę. Na sobie ma hełm z otwartą przyłbicą a ciało opina ścisłe żelastwo - zbroja. Człowiek który krzyknął do niego wyskoczył przed konia Janka i zaatakował innego jeźdźca - ubranego w zbroję z hełmem zdobionego pióropuszem, i przepasanego pięknym białym płaszczem na boku którego widniał czarny krzyż. "-Panie, obudź się, bo będzie po nas!" - ten sam głos wyrwał go gwałtownie z odrętwienia. Janek doskoczył do swojego przeciwnika, odbił cios tarczą i wepchnął miecz głęboko pod hełm jeźdźca. Pokonany wydobył z siebie tylko bulgotliwe "Nein..." i opadł na ziemie. "Co tu się dzieje do k... nędzy?!!" myślał panicznie Janek. - Tam! - jego niespodziewany kompan pokazał coś ręką za jego plecami. Janek odwrócił się i spojrzał we wskazanym kierunku. - Panie Tarnowski, jazda zakonna uderzy zaraz na nas - odpowiedział jego...giermek. "Toć to sam von Jungingen", pomyślał zaskoczony tą osobistą wiedzą. -Gdzie sztandar Korony? - krzyknął Janek do giermka. - Jest bezpieczny, od momentu gdy Ty panie byłeś...no ...zaspany... - Nie pleć głupot Sławejko, musimy dołączyć do jazdy małopolskiej. - Tak, jest panie - odpowiedział giermek. Pod wieczór było już po bitwie . Rycerstwo Koronne zebrało się na lekkim wzniesieniu. Król przechadzał się pomiędzy rycerzami i rozmawiał to z jednym to z drugim. Nagle spojrzał się na Janka, który stanął jak sparaliżowany. Kruczoczarny, niewysoki mężczyzna o przeszywającym jastrzębim spojrzeniu podszedł do niego. Janek instynktownie klęknął na jedno kolano - Wstań. Zasłużyłeś na pochwałę. Janek wstał, ale nadal miał spuszczoną głowę, a król mówił dalej: - Gdyby nie ty nie wiadomo jakby się skończyła bitwa. Twoi towarzysze odbili sztandar koronny z rąk rycerzy zakonnych. A zabicie samego Liechtensteina już przyniosło ci sławę. Janek usłyszał pełne aprobaty pomruki rycerzy.. - Trzymaj to na pamiątkę tego dnia chwały. Król wyciągnął dłoń i wręczył mu piękną złotą monetę z podobizną swojej osoby i powiedział: - Zawsze jak na nią spojrzysz przypomnij sobie to czego tu dokonałeś i komu służysz. - Panie...ja... - w tym momencie Janka ogarnęła ciemność, obudził się w szpitalu. Obok niego siedziała jego przyjaciółka Karolina, która się w nim podkochiwała. - Co ja tu robię? - zapytał. - Sąsiad twojego dziadka, pan Sławejko znalazł Cie nieprzytomnego na strychu. Zadzwonił po karetkę no i jesteś tu - powiedziała i uśmiechnęła się do niego. - Jak powiedziałaś? Pan..Sław... - Janek poruszył się niespokojnie. - Leż i odpoczywaj, lekarze powiedzieli, że straciłeś przytomność z powodu nagłego szoku. - Sławejko...był..- dukał - Jaśku nie słuchasz mnie, leż spokojnie. Karolina poprawiła mu poduszkę i kołdrę. Spojrzała się na jego zaciśniętą prawą dłoń. - Co tam masz? - zapytała. Janek otworzył dłoń i oboje ujrzeli złotą monetę.