Tragedia
Lata mijają jak szalone; Ja z powyrywanymi korzeniami stoję,kto mógł przewidzieć, ze jezioro pod morskimi falami utonie,a lata temu pomnik wykuty, dziś zniszczony, upadły, opluty - spłonie,jedynie Zosia niegdyś pomijana dba bym nie usechł do rana.Lata mijają coraz dłuższe; Moje korzenie krzywe wydają się krótsze,próżno szukam przykładu wśród drzew podobnych, nawet oschłe bez wody żyjące,gdzie pień słaby niczym z piachu rosnący, fundament mają z ziemi nie wystający.Lata mijają jeden po drugim; Ja już dawno nie stoję - leże płaski i gruby,kiedy minęła mnie upadku chwila, przecież czujny pilnowałem aby taka nie nastąpiła.Powodów jak należy szukam w sobie w końcu to tak z ziemi wyrastają Bogowie,czy to brudne listowie, owoców braki - czemu na mnie czas schyłku natrafił.Lata minęły wszystkie dotychczas; Nie ma już mnie tam gdzie przywykłaś,pytasz czemu, a odpowiedzi nie ma. Odeszła już dawno ostatnia nadzieja,wniosek jednak nasuwa się jeden, mimo pięknej korony umrzesz, odejdzieszkiedy korzeń twój spróchniały będzie.
Nigdy nie pisałem wierszy, prawdopodobnie ten też nie jest poprawny, ponieważ mój warsztat nie istnieje.
Jest w nim jednak zawarte wiele emocji, które towarzyszyły mi podczas mojej małej, wielkiej tragedii emocjonalnej.
Czułem potrzebę, aby to z siebie wyrzucić - a w ramach autoterapii dać komuś do przeczytania.
Pozdrawiam