Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Paweł Z

Użytkownicy
  • Postów

    28
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Paweł Z

  1. Cisza, głuchy na wszelkie bezkrytyczne słowa.
    Pełność, wypchana złowrogimi myślami moja głowa.
    Chce czuć, chce myśleć, że wszystko to jest po coś.
    Już nawet dźwięk tych strun tak nie koi, tłumiona widoczność
    na piękno. Twoje. Twoich rąk. Twojego dotyku.
    Na świat spowity w wiecznym ludzi krzyku.
    Błękitnego nieba, zielonej trawy, chrabąszcza na ręce,
    nie proporca, medalu, złota dużo więcej.
    Na Rysy się wspiąć i umrzeć tam, na samym szczycie.
    Wesoły, szczęśliwy, tym jakże szarym życiem.

     

                                                                      27.04.2020

  2. Jest i on, pierwszy, o którym krążyły legendy.
    Ludność, jak w orszaku niebieskim zastępy
    do Jerozolimy zmierzają, też z krzyżem w witrażu.
    Relikwią kawał szmaty i coś do kurażu.

     

    Ale i one dają nam zgubną nadzieję,
    bowiem ta grzeszna cząstka jakby nie istnieje,
    miniatura, która w naszej skali największym problemem,
    a nie widzimy ludzi, którzy gonią za chlebem.

     

    Opatrznością otoczyli byśmy Naszych ludzi wokół,
    Nas uratować, Nas zbawić, Nam dać święty spokój.
    Szatan ją nam zesłał, może zasłużenie,
    za te setki lat świętokradztwa czynionego w niebie.

                                                               04.03.2020 r.

  3. @Marianna_ bardzo dziękuję za komentarz, myslalem, że podstawą sonetu np włoskiego jest bardzo ścisła budowa poszczególnych zwrotek (4wersy 2strofy - opis i 3wersy 2 strofy - metafora)

    Będę musiał doczytać w takim razie, może jeszcze spróbuję sonet, już w tej poprawnej formie 

    Pozdrawiam :) 

  4. @Lach Pustelnik tak... opór, czyli przeciwdziałanie całemu złu, które dzieje się na świecie, ale przede wszystkim  w mniejszej skali, na trudy życia codziennego, które mnie jako dzieciaka z generacji Z przytłaczają dość mocno, choć zapewne są bardzo zhiperbolizowane

    Dzięki za wczytanie i interpretacje, naprawdę bardzo mnie to cieszy...

  5. @Marek.zak1 Może i słusznie, natomiast nie chciałem, by był on maksymalnie katastroficzny, ale dać jakiś cień nadziei, żeby z tej całej marności jaką owy sonet prezentuje odnaleźć może coś, co skłoni do działania, jakąś szczątkową motywacje...

    Bardzo dziękuje za trafne uwagi i pozdrawiam :)

  6. @Stary_Kredens przesłaniem nie była sarkralizacja narodu Polskiego, a ukazanie, iż każdy z nas może przyczynić się do zmiany naszego otoczenia, jedynym warunkiem jest brak bierności

    Dlatego napisałem ,,częściowo", bowiem Polacy, nie ważne jak byśmy się zmobilizowali, nie będą nigdy w stanie podnieść całego brzemienia zmian na świecie, każdy jest odpowiedzialny za swój skrawek Ziemii, natomiast zbierając się z grupę jesteśmy w stanie zrobić coś większego, może reszta poszła by za ciosem (oczywiście jak na ten czas scenariusz bardzo utopijny).

     

    Dziekuje za komentarz i pozdrawiam

  7. @Marek.zak1 tutaj miałem jednak na myśli trochę większą skalę, w szczególności np. to co ludzie robią z naszym klimatem i cała gospodarkę rabunkową, przyznam że może trochę niejasno napisane, w każdym razie dziękuję za uwagi i komentarz 

    @MIROSŁAW C. wydaje mi się, że trudno być optymistą, szczególnie w tych czasach, dziękuję za komentarz i pozdrawiam 

  8. Całe życie moje, wycieczka na Golgotę,
    zwieńczone finałem srogim, wyjaśniającym wszystko,
    iż egzystencja ludzka, bardziej infernie blisko
    niż niebu, dlatego na opór już nie mam ochotę.

     

    Całe życie moje, labirynt Heraklioński,
    choć próbuje znaleźć wyjście i tak koniec jest marny.
    Obraz każdy z białego, nagle staje się czarny,
    chmury ciemne zbierają się nad ziemiami Polski.

     

    Lecz przejmować się można całe swoje życie
    i w maraźmie tkwić, chocholi taniec wyczyniać.
    Świat jednak powstanie, wciąż wierze skrycie...

     

    Obudźcie się! Podnieście się w końcu ludzie z kolan!
    To wy ten świat tworzycie, idzie do katastrofy.
    Utrzymać go częściowo może nasz lud wierny, Polan.

     

                                                              19.12.2019 r.

  9. @Marianna_ bardzo dziękuję za komentarz oraz czujność! 

    @Dag dziękuję za piękny komentarz. Ja traktuje ten wiersz, jak i zresztą większość twórczości, jako ucieczkę przed swoimi myślami, które kierują czasem w nieodpowiednia stronę, bowiem dzięki poezji mogę znaleźć się w zupełnie innym miejscu, a (co bardzo mnie motywuje do pisania) jednocześnie za zasłonami metafor ukryć to co w sercu i umyśle mi drzemie...

  10. Wchodzę i nie widać nic oprócz samotnego drzewa,

    ścieżka usłana ostrymi głazami, to miejsce idealne
    gdzie umysł spokój ma, gdy dusza ubolewa.
    Obraz, jak podczas seansu, umiejscowienie realne.

     

    Ale bieżę przez ową drogę, nikogo nie spotykam,
    ni wroga, ni otuchy, ni cierpienia, ni szczęścia.
    Drogowskaz zapisany czymś czego nie rozczytam,
    a gdy patrzę w niebo, krew, rozlana od wejścia.

     

    Niepokój przeszywa, gdy widzę rubinowe niebo
    wraz ze szmaragdem drzewa, wizja codzienności,
    alegoria życia, podana jak na tacy przeto.
    Traktująca o wszystkim, przyjaźni, miłości...

     

    Z krainy wyjść tej trudno, mi jeszcze się nie udało. 
    Trzeba by pręt przez oczodół wbić niezauważenie 
    Ale przeniósłbym wyłącznie myśl, ciało by zostało,
    i bez drzwi trwał tam, mógł zapuszczać korzenie.

     

    Więdnąć, czekać, na coś co nie nastanie,
    drzewko Bonsai niespotykanie rozrośnięte. 
    Może w drzwi usłyszę w końcu kiedyś pukanie?
    Zaprosić kogoś do środka, szczęście niepojęte.

     

                             dn. 02.02.2020

  11.  

    Nieskalany płatek śniegu,
    w skali mikro - cud natury,
    co z już lekko szarej chmury,
    sypie. Biały deszczyk w biegu.

     

    Płatek nasz jak maratończyk,
    pogoń jego całym życiem,
    żeby lud go wielbił skrycie.
    Nie wie, że się zaraz skończy

    stan, w którym został on zrodzon,
    zbliża się do atmosfery.
    Ziemia wita go, on niemy,
    że wart dla nich kilka koron.

     

    Ciepłość ludzka dziwi wielce.
    Jeszcze szybciej w dół pikuje.
    Nie wie że ten gorąc knuje,
    żeby zmienić go w kropelkę.

     

    Poci się śnieżynka słaba,
    lecz dalej pojąć nie może,
    przecież daje życie, zboże,
    jak ludzkość potraktowała.

     

    Już kropelka. Spada w glebę.
    Tworzy błoto obrzydliwe.
    Ma nadzieję, że za chwilę
    wyparuje i znów w niebie.

     

    Ale chwila nie nadchodzi,
    pyta : ,,co robisz człowieku?".
    On w tym szarym dymie, zgiełku
    rudą kitę eksponuje...

  12. Cisza, proszę, nie mów już nic.
    Każde kolejne słowo jak bagnet
    w serce, które i tak zaczęło gnić.

     

    Stój, proszę, nie zbliżaj się znów.
    Obecność twoja poprzednia
    wywołała ból od stóp do głów.

     

    Nie, proszę, nie chce myśleć
    o tobie, mózg ostatnim bastionem
    normalności, o nie, kryć się!

     

    Przyszło, a ja sam, goły,
    nie mam ci nic do pokazania.
    Użytek dla ciebie był raczej znikomy.

     

    Czas pokazał, nic nie znaczę,
    już i tak o tym wiedziałem...
    Życie? Czemu życie? Znów płaczę...

     

    26.02.2020 r. 

  13. Po dwudziestoleciu wszystkim gęba inaczej wybrzmiała, 
    że kazdy ją ma. Veto! W jednym przypadku się nie zgadzam.
    Ty lico swoje okraszone masz piękna osnową z kaszmiru,
    a pod nią najpiękniejszą twarz, która ujrzałem, nie mogłem wyjść z podziwu...

     

    31.01.2020 r.

  14. Zaczęło się niewinnie...

     

    Nastawał ranek. Ognista kula, która warunkuje życie na naszej planecie, jak co dwadzieścia cztery godziny wyłania się zza monumentalnej, miejskiej panoramy. Pastelowo czerwone snopy światła uderzają w biel ściany mojego pokoju. Podchodzę do okna i widzę cudowny widok - czarne, różnej wielkości szklane bloki zatopione w pomarańczowym oceanie fotonów.
    Wzdycham, ale nie dlatego, bo zachwycam się obrazem poza oknem (widze go codziennie), albo tym, że słońce znów pojawiło się powyżej horyzontu (jakby mnie to dziwiło). Wzdycham, bo właśnie nic nie czuję. Widzę i nie czuję. Odbieram i nie przetwarzam. Myśl ta utkwiona w mojej głowie trzyma się jej kurczowo, ale bezwładnie, jak niemowlę bezwarunkowo ściskające palec w swojej drobnej i delikatnej rączce.
    Całkiem zaskakujące, wczoraj przecież jeszcze widziałem się z nią, tak namiętnie pływaliśmy w swoich głębokich spojrzeniach i zapewne utonęlibyśmy, gdyby nie zegar w salonie bijący rytmicznie dziesięć razy pod rząd. Coś jednak było nie tak. Czułem bezsilność, powód najwyraźniej ukrył się w najczerniejszych odmętach superego i nie potrafiłem go rozkodować. Cała ta frustracja, przygnębienie z powodu braku czucia rzuciła mnie z powrotem na łóżko, jakby pod nim znalazł się ogromny magnes neodymowy, a ja zamiast atomów węgla w ciele posiadał żelazo.
    Ale jak to nie czuje? Muszę coś czuć. Czuje, że ją kocham... tak? Tak, na pewno, to bez wątpienia.
    Dalej jednak pogrążony w tej autodestruktywnej myśli coraz głębiej wtapiam się w łóżko, jakbym zaczął wymieniać elektrony walencyjne z puchem mojej pościeli. Zawsze, gdy znajdowałem się w tym stanie byłem bezbronny - zapadałem w anabioze do momentu, aż jakiś czynnik nie wybudzi mnie z tego bezsennego letargu. I zapewne leżałbym dalej, przypomniała mi się jednak jedna rzecz, jeden mały szczególik. Wczoraj w drodze do domu natknąłem się na jakiś stary, łaciński cytat, który brzmiał : ,,Imprerare sibi maximum imperium est"*.
    Nagle poczułem ciepło, komórki mojego organizmu zostały pobudzone, jakby płyn w ich wnętrzu zaczął wrzeć. Owa fala ciepła zbierała się i kierowała w stronę centrum dowodzenia - mózgu, a gdy już tam dotarła zrozumiałem - czuje.
    Wstałem, wziąłem notatnik i długopis, zacząłęm pisać...

     

    * ->,,Imprerare sibi maximum imperium est"  > Rządzić sobą jest największą władzą.

     

    04.02.2020 r. 

×
×
  • Dodaj nową pozycję...