Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Nelson

Użytkownicy
  • Postów

    89
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Nelson

  1. Skaleczyłem swoje serce

    A z przyczyny jednej

     

    Gdy krzyczałem gdzie Twe ręce

    Jęk jak wilki, że znów księżyc

     

    Już pod koniec tak chodziłem

    Gubiąc buty, tracąc siły

     

    Nikt nie spojrzał, kiedy trzeba

    Byłem z Bogiem jak kto pyta

     

    Krew mnie wzmaga w bezlitości

    Wszystkich „dobrych”

    Tych z nicości

     

    A najpewniej

    Ktoś zapomni

    O kimś kiedyś też

     

    W ogłupieniu beznadziei braku

    Tych :kolejnych szans:

     

    Możesz kłamać znów w pośpiechu

    Lub możesz to robić

    Rano lub za dnia

     

    Nie na moim a Twoim sercu

    Tworzy się blizna

     

    Każdy to zauważy

     

    A Ty nigdy się nie przyznasz.

  2. Bawiłaś się myślami nim umysł zamilkł

    Gorejąc w cieple miłości co nie zna granic

    Chwytając powietrze ponad chmurami

    Na dość lekkim wietrze Twych uczuć

    W zagubionym sensie naszych rąk i krtani

    Zgubiły się gwiazdy w pełnym serc ich kołataniach

    Miast miłości cierpliwie plotłaś warkocze

    Prócz planet co niewiele z nich jeszcze zamigocze

    W dźwięku monet z kamienia odbitych

    Smutną duszę darmo oddałaś

     

    Jak wykuta stal w moich napierśnikach.

     

    Zbroję mą zdobi najlżejszy aksamit

    Tam największe dziury mam

    Przez które łatwo mnie ukłuć i zdobyć

     

    Jak smutnej opowieści początek

    Tęsknie za Tobą codziennie

    Jak kij co ma dwa końce

    Rano i wieczorem

     

    Bo śpiewasz pięknie tak

    Jak nocne nimfy w ogłupiającej mgle

    Choć nigdy bym Cię nie spotkał

    To zawsze czułbym się winny

     

    Jak Ty

  3. Uwielbiasz się przecież topić w złocie

    Kochanku zazdrosny bez własnej miłości

    Na karku ci rosną włosy jakby złote

    Nie będę miał nad Tobą żadnej litości

     

    Możesz się golić maszynką z diamentu

    Tam gdzie wolno piechotą chodzić

    To raczej są miejsca pełne ekskrementów

    Nie pachnie tam jak pączki róż, daj spokój

     

    Daj spokój już.

     

    Więc zacznij zwracać uwagę na miłość

    Na serdeczne dni, bo bardzo ich mało

    By w oczach menela nie zjawiła się litość

    Gdy dusza przygląda się złotym zegarom

     

    Możesz się turlać jak glista w ciepłych piaskach

    Nosić turbany i milknąć na nicość

    Gdy Cię zbudzi w nocy krzyk

    :połóż się, grzecznie proszę albo strzelam:

     

    Bo nie widziałem ludzi w warkoczach złota

    Tak w Egipcie, jak w Polsce

     

  4. Potęgą przesady

    Tak żyję po nocach

    Świt staje się blady

    I pełen niemocy

     

    Zwyczajnie napiszę

    Bo to trafia w serce

    Prostota and damn it

    Because it just hurt me

     

    Ja staram się mocno

    Nie łamać tych zasad

    W rywalizacji

    Umysłów ambasad

     

    Nie trafia to zawsze

    Jak słowa do ucha

    Gdy pomysł jest jeden

    By ogień tchem zdmuchać

     

    Wznosi wątpliwość

    Szereg złych emocji

    Przemijam Cię obok

    Jak głos radiostacji

     

    Nie byłem złamany

    Dotychczas fizycznie

    Prześladuje mnie duch

    Choć sporadycznie

     

    Okłamać się można

    Po tysiące razy

    Lecz wtedy nie stwierdzę

    „Czas leczy rany”

     

    Zwyczajnie więc biegam

    Wśród przedziwnych dróg

    Na jednej rozstaje

    A na drugiej Bóg

     

    Najczęściej jednak

    Zwyczajnie jest ciemno

    Jak patrzę i myślę

    To wciąż wszystko jedno

     

    Nie wzrusza mnie nawet

    Chęć bycia razem

    Gdy po raz kolejny

    Przygniatasz mnie głazem

     

    Więc biegnę wciąż

    Jak opętany

    Po drodze ciemnej

    Bez uczuć i danin

     

    Na skraju przepaści

    To i postać wypada

    Że nastąpi farsa

    Lub raczej żenada

     

    Najzwyczajniej

    I za często

    Dłubię w swojej duszy

    Okoliczność denna

    Jak dźwięk

    Co wszystko zgłuszy

  5. „Bracie”

     

    Próbowałem diabła krwi

    Uciekając w niebyt

    Sprzężony w mych snach

    Jak ja i Ty

     

    Przyglądam się losom

    Tego Świata

    I jedyne w co wierzę

    To w swojego Brata

     

    Jak było mi ciężko

    To obok byłeś

    Choć symbolicznie

    To w snach mi się śniłeś

     

    Gdy fala rozbija

    Nadmorskie skały

    Dowodem jak jesteś

    Wybitny, wspaniały

     

    Nosiłeś prze ogrom

    Myśli kawalkad

    Ciężko Ci było

    Jak na wojnie w Falklandach

     

    W Wielkiej Brytanii

    Zwyczajnie pada deszcz

    Pewnie bym przyjechał

    Ale serce pękło z łez

     

    W obecności

    Przepowiadającego

    Nam przeszłość

    Dotkliwego wiatru

     

    Z pełną swą wiarą

    Mnie zawsze kochałeś

    W imię życia

    I na zawsze

     

    Amen.

  6. „Nieupadła, Niepodległa”

     

    O Boże drogi

    Ty powiedz mi

    Kto zabrał z mej drogi

    Te przepiękne sny

    W miłości zatrutej

    Już teraz jak Ty

    Ojczyzno moja

    Szczekają tu psy

    W miłości pokorach

    Jak zbyt cienka nić

    I nie wiem jak długo

    Przeżyję bez Ciebie

    Gdy umiera kwiat

    A ja żyć będę

    Nie mogę pozwolić

    Gdy siąpi się deszcz

    Na zwabienie złości

    Wśród dotkliwych łez

    I brak mi pokory

    Oblewa mnie pot

    Siąknie pod drzewa

    Agresja i złość

    A chciałbym przeistnieć

    Tak marzy się w snach

    Że może wybaczymy

    Sobie jeszcze raz

    Masz barwy niezmienne

    I nie pytasz nic

    Jesteś moją matką

    A ja synem Twym

    Więc powiedz mi Polsko

    Czy nie winno być

    Wstyd

    W tak wielu pomyłkach

    Choć zślepłem totalnie

    Myląc się mocno, lub

    To z Tobą

    W powijakach już

    Wziąłem Ślub

    W mrokach zdrętwiałych

    Potężny strach

    Imiona zanikły

    Jak krew w piach

    Kropla po kropli

    Uciekał mój naród

    Cierpieniem potężnym

    Wśród błędnych dróg

    Nie mógł się skończyć

    Ten bolesny koszmar

    I Drogi i Drogi

    I drogi

    Bez końca

    Lodowate i twarde

    Jak trup

    A nadal nie wierzę

    Że żyję wolny tu

    W tej małej mej Polsce

    Polsce. Polska.

    Z hołdem dla Ciebie.

  7.  

    Bo ludzie nie cierpią

    Z chęcią

    Jak długo jeszcze

    Będziemy

    Słuchać

    W istocie bezsensu

    I w bez istotnym sensie

    Ręce do góry

    I Zabij mnie

    Bo przemoc

    Jak gniew

    Tu sypnie

    Czasem minie

    Czasem nie

    Dokąd uciekać

    Gdy rozpoczyna się

    Pościg

    Za życiem wartym

    Każdej animozji

    Terminologii

    Rozwarstwionych min

    W kawałkach naszych ciał

    I serc siekanych

    Jak dusze zniszczone

    Przez pogrom

    Myśli zbyt

    Banalnych

    Autorytatywnych

    Nie wielce realnych

    W istocie chyba martwych

    Obok bardzo żywych

    Lecz niestety

    Mocno zdebilniałych

    Ostatnim krokiem

    Zostawione granaty

    Niewypały

    Wśród toksyczności

    Jej własnego mroku

    Jakby zatrute

    W nocy ideały.

     

    Ściółką się niosła

    Opowieść o wiośnie

    Jej niczymś

    O niczym

    Radośnie

    Bezwzględnej machiny

    Ja chciałem być miły

    A za dnia nimfy

    Świt i zmierzch

    Zmyliły

    Uczuć mocno

    Nieśmiałych

    Leniwych

    Niczyich

    Prawdo mojego snu

    Gdzie byłaś

    Gdy sam jestem tu

    Przeddzień moich

    Obolałych nut

    Stroniących od muzyki

    Mówiących kto kiedy

    I dlaczego był nikim

    W zamęczonej poezji

    Nieskończonych słów

    Tak kończy się

    Tak kończy się

    Dzień

    Każdy i żaden.

     

    Sprószone są

    Te łąki niebieskie

    Jak latarnia

    Święcące

    W niszczejącym

    Mieście

    Obok rynsztoka

    Co kłamie jak z nut

    Że życie pokora

    I miłość po grób

    Świeczniki i bluzgi

    Na wieczność

    I ślub

    Omylna pokora

    Księżyca nów

    Omylnym wyścigiem

    Serca i słów

    Z tym bólem

    Dojrzałym

    Cierpiącym

    Jak szczur

    Nim wybawienie

    Się znajdzie

    Spod stóp.

     

    I nie patrz tak na mnie

    Jak gdybym

    Był zbrodniarzem

     

    Całą miłość litość

    Życie o którym marzę

    Rozbito mi

    Zbyt łatwo

    Jak jajka w kałamarze

    Trudno nie pisać

    Nie śpiewać trudno

    Bez Ciebie

    W moich dennych mgłach

    I umierać też trudno

    Bez znaczenia co do pory

    Zimno

    Ciepło

    Średnio

    Nic

    Tak koło Ciebie

    Było Nic

    Najłatwiej

    Nie mieć nic

     

     

    Dziś wychodzę z okopu

    Bo strzelają do mnie

    Nie będę tu płakał

    Że jakieś ONZ

    Krew mi się leje

    W rękawie

    Mojej Flagi

    Bezlitosnej walce

    Ojczyzn niezauważanych

    Dzisiaj umrę ja

    A jutro Ty

    Zakłamana ludzkości

     

    Najpierw umrę ja

    Potem umrzesz Ty.

     

     

     

    Ab alio expectes, alteri quod feceris.


  8. Gdy siedzę w spokoju
    Nijaką mam twarz
     
    Bez złości emocji
    I myśli sprzed lat
     
    Tak sobie myślę
    Zgodnie z tytułem
     
    Czy jeszcze potrafię
    Czy jeszcze coś czuję
     
    Dogniata mi myśli
    Podszeptem rozmowa
     
    Sam nawet nie słyszę
    Czy w ogóle to słowa
     
    Jak gdyby splątane
    Przekazy emocji
     
    Naiwnej prostoty
    Arogancji i złości
     
    Nie patrzę już szerzej
    Bo i sensu nie widzę
     
    Miernota przesłania
    Wśród zapomnianych zbliżeń
     
    W mych chmurach bielutkich
    I miękkich jak szadź
     
    Mam ochotę zakląć
    Lecz nie moja mać
     
    Ktoś kiedyś powiadał
    Że idąc przez sny
     
    Najlepiej by było
    Byś nie był to Ty.
  9. Wolność jak błękitny orzeł

    Wśród liści zielonych

     

    I ścian jak zebra malowanych

    Na moim stroju to już nic

     

    Ale gdzie jesteś, i gdzie byłaś Ty

     

     

    Prawo do poznania

    Matki i Ojca

    Jak chleb.

     

     

    Nie moja wina, że

    Ja sam, bo tak ciężki czas

     

    Migajmy oczami

    W częstotliwości

    Jak kamień

     

    Że życie i prawda

    Jakby dawno się

     

    Minęły

    I

    Nie należy

     

    Kogo kochasz, moja smutna

    A kogo w jesieni już więcej nie.

     

    Tak biega za Tobą czas

    Jak wolność

     

    Co dawno minęła krzty smutku

    I ostatni pomruk

     

    Przestarzałej harmonii(i)

  10.  

     

    Może w swobodzie

    Mógł poddać bym się

     

    Położyć na ciepłym kocu

    I zapomnieć, że przecież ja tu

     

    Sam nie wiem dla kogo

    Widuje momentem

     

    Ludzi opuszczonych

     

    Panie Doktorze, ja nie przysięgałem

    Jak Ty

     

    Jestem Ratownikiem Medycznym i

    I

    I

    Zawsze nim będę.

     

    Więc bunkruj się dalej

    Panie Doktorze

     

    Mam nadzieje, że sam sobie pomożesz

     

    Sypie się już chyba wszystko

     

    Ale nie mam pojęcia.

    Dlaczego się zamknąłeś

    Czego się boisz Panie Doktorze

     

    Przecież ja z dyżuru nie uciekłem

     

    Czemu ja tu a Ty tam jesteś.

     

    Studiowałem tylko 3 lata

     

    A do boju jestem od Ciebie gotowy

    Tysiąckroć lepiej.

     

    Ty możesz Panie Doktorze odmówić przyjazdu

    Dzieląc się powszechnie swoim bohaterstwem

     

    A ja wsiadam do ambulansu ratownictwa, robiąc to

    Co potrafię od Ciebie znacznie lepiej.

     

    1300/1600 karetek w Polsce jest obsadzone

    Dwoma ratownikami medycznymi.

  11.  

    Odwagi nam trzeba

    Nie tolerancji

     

    Bo suknia biała

    I brak gwarancji

     

    Jakoś tak dziwnie

    I zbyt agresywnie

     

    Jak zniszczony świat

    I sukces naiwny

     

    Bo niby, że gramy

    A dawno przegrane

     

    Twe krzyki

    I złości zmyślane

     

    Stokrotki nie rosną

    Pod jesiennym księżycem

     

    Jak idioci nie rosną

    Pod agresją i biciem

     

    Ostrożnie kochana

    Bo pokaleczysz ręce

     

    Dostając w nagrodę

    Skaleczone serce

     

    I możesz się miotać

    W tych myślach

     

    Swobodnie

    Lecz jako wóz

     

    Polecam Ci miotłę.

  12. Zatrute masz serce

    I mało litości

    Dużo zapasu

    Zawiści i złości

     

    Bo w prostych rymach

    Mam zamiar to ująć

    Gdy gubisz osierdzie

    I brzmi to jak wyrok

     

    Oszukańcze myśli

    Być może działają

    Przez urok chwili

    Tak szybko ustają

     

    Zanadto króciutko

    Działa ten zamysł

    Potem tylko smutno

    Bo dziwne, że łzy

     

    Może jedynie w chmurach

    Mimo działań szkodliwych

    Obejmie Cię kultura

    Plik myśli niesymetrycznych

     

    A tymczasem

    Dalej mi do człowieka

    Bo widzę dobrze

    Jak w pustce mi

    Czas ucieka.

     

  13. „Ociężałość”

    Powiało trochę mocniej

    I ostrzej jak w szkwale

    W zrodzonej burzy

     

    Przez Myśli niedoskonałe

     

    Kręci się ten cyklon jakoś tak ośleple

    Wkoło rzeczywistej

    Doli nienajlepszej

     

    Rzuca nam nienawiść koło ratunkowe

    By miłości szukać

    Raczej w rzece z błotem

     

    Kusi ten mąciciel jakąś tam korzyścią

    Podczas gdy zabrakło Cię

    I wszystko znikło

     

    W trójpodziale władzy

    Dom się staje już nijaki

    Tylko słabość opowie o tym

     

    I Twoje zamiłowania

    Jak szczypiące raki

     

    Starałem się dźwigać legary

    Sypie cały ten syf

    Brak mi tylko niezwykle

     

    Serca i Twojej prawdziwej krwi

     

    Duszy już nie brak bo każda jest wolna

    Ta miłość się głuszy jak cicha pieśń

    Niezbyt swawolna

     

    Więc znowu dwa miesiące

    Niech będzie

    Mijać będą jak wszystkie

    Martwe

    Dni powszednie.

  14. A skoro już umarłem

    To marny mój los

    Pamiętam jak zmierzał

    Ten ostatni cios

     

    Nie lało się ze mnie zbyt wiele krwi

    Bo ciosem tym była

    Ta miłość i Ty

     

    Rozliczę się w niebie

    Ze smutkiem i bólem

    W momencie gdy znowu

    Poczuję się czule

     

    Lecz nicość w tym wszystkim

    I potężne Łzy

    Jam niczym tak samo

    Jak walka o nic

     

    Z tą pustką wędruje

    Od wielu lat

    I trwoga co niszczy

    Każdą z mych szans

     

    Rozdarte mam serce

    I stąd cała krew

    Na rękach mych bladych

    I zabite sny

     

    Nie znajdę spokoju

    Gdy męczy melodia

    Trumniarskiego życia

    I śmierci aulodia

  15. "Rozpad”

     

     

    Najwyraźniej, nie wszystko jest zawsze na jednej, wspólnej i dobrej drodze

    Całkiem możliwe, że wszystko co najlepsze jest dawno za nami

    Nie zgodzę się, z depresyjnym odrzuceniem starań w trwodze

    Bez przemyśleń jak to wszystko jest bardzo istotne w obrocie atomami

     

    Podążam za Tobą od zawsze, jak zbłądzony i jedyny cel mojego życia

    Odganianie wrogów od Twojej duszy, serca i myśli to jakby moje hobby

    Wciąż w zwątpieniu wobec tej tak kruchej, jednak najprawdziwszej miłości

    Bieg za niczym bez Ciebie nie prowadzi nigdzie poza mrokiem i cieniem

     

    Na widok tego bezsensu nie odezwał się z nieba nikt

    Dziadkowie nie odpowiadają, bo smutno im nie wobec tej sprawy

    Jak rozsypany już nie słodki nasz miesiąc miodowy

    I całe gówno drętwe jak te idiotyczne prowokacje i zabawy

     

    Im szybciej zrozumiemy, że każde nasze niszczenie

    To wznoszenie toastu z krwi naszych serc, choć czasem osłabionych

    I odnowa wszystkiego co zagwarantowało nam szczęście

    Jak smutna melodia… Wobec błędnych myśli bezsensownych

     

    W filozofii poczęcia, nie możemy nigdy zostawić miłości jedynej

    Tej, która wiąże nas najprawdziwiej genami, cudem narodzin

    Bo jakby oczywista będzie, codzienna tęsknota i czegoś brak

     

    Aż w końcu jedynie żal, umykających w samotności godzin.

     

     

    Można osiągnąć przez życie chyba wszystko

    Rozpad jednak, pozostawmy wysypiskom

     

    6,08,2020,

×
×
  • Dodaj nową pozycję...