Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

NightSilence

Użytkownicy
  • Postów

    33
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez NightSilence

  1. odwróceni plecami zakładali słuchawki

    nie słyszeli

    – jestem tu z wami

     

    gdy skończyły się farbki

    które zabliźniały rany

    nie dostrzegali

     

    Ci którzy się delektowali

    — zapłacą — 

    a pamięć plecakiem

    opróżnionym z żalów

     

    Ty nie pozwoliłeś

    by dziurawe serce

    — zwolniło —

    straciło nadzieję

     

    złapałeś za rękę

    — wzrokiem —

    który dotykał strun

    – on wiedział — bez słów

     

     

     

     

  2. siadasz 
    tam gdzie czujesz się bezpiecznie
    przy kimś 

     

    możesz słuchać
    nawet jeśli zaśnie i chrapie
    jak stary silnik

     

    zakładasz ręce za głowę
    myślisz
    – moje życie jest cudowne
    przypomina naleśniki skropione miodem

     

    z bananem
    przymykasz oczy
    nie słyszysz
    jak samotność woła
    szarpie koc
    którym byliście przykryci

     

    śmiejesz się
    głośniej niż traktor
    on też czasem krztusi się własnym paliwem

     

    ostatnie minuty 
    dobiegają końca
    szybciej niż królik 

     

    czkawka szturcha filiżankę
    która wyje
    bardziej niż stary czajnik

     

    wodzę 
    po ostatnim geście i słowie
    uśmiechu pod nosem

     

    mól zjada żołądek
    nadszedł czas na napisy końcowe


     

  3. Płuca
    stopują tchnienie
    szepczą zatrważającemu brzmieniu
    o strachu obezwładniającemu ciało
    który drażni gardło

     

    pasożyty w głowie 
    napędzane wyższością
    biegną z nieuchwytnymi myślami

     

    jak cię powstrzymać?
    szybki oddech
    drżące dłonie

     

    jak spojrzeć w lustro?
    oczy płoną
    serce tłucze
    karmisz się wewnętrznym napięciem 

     

    naucz mnie
    jak radzić sobie z tym uczuciem

     

    na lodowym klifie
    chłód przenika przez serowe butki
    nuci szczerą i zazdrosną melodię o prawdzie 
    że w więzach nie znikną obawy
    wspomnienia i lęki

  4. Wołam pod płytą.
    Wrzeszczę ze łzami.
    Pukam,
    posiniałymi rękami.

     

    Chcę szacunku,

    Twojej uwagi.
    Podskakuję, 
    stukam palcami.
    - Zobacz! Stoję z zaklejonymi ustami!

     

    Idź do diabła!
    Dwa pierwsze miejsca,
    nie mają znaczenia
    Burzysz rzeczywistość,
    mieszasz w głowie.
    Daj mi spokój, 
    odejdź!

     

    Ten, co rozwesela,
    Ten, co uskrzydla
    i tłumi najgorsze wspomnienia.
    On je zajął.
    Przypomina,
    że nie zajmę najwyższego szczebla.

  5. Kryjesz mnie pod wielkim liściem.
    Kiedy znikasz, wszystko przestaje istnieć.
    Robi się szare i nudne, 
    momentami bezcelowe i smutne.

     

    Nigdy nie zdawałam sobie sprawy,
    jak ważny jest dotyk ręki.
    Pobudza mrowienie w żołądku.
    Bez niego nie ma udręki.
    Zatrzymuje dech w piersi,
    by to, co wewnątrz zaistniało,
    dało ciepło
    każdej myśli, każdemu spojrzeniu.

     

    Teraz gdy schnę,
    orientuję się, 
    że żyję,
    że istnieję.
    że trzymam nadzieję.
    Brakuje mi rozmowy,
    znaczących uśmiechów 
    i pouczającej przemowy,

     

    Płatki zamknięte na każdą draskę.
    Kolce wystawione do ataku,
    by zabić moją rywalkę.
    Nie mogę pozwolić Jej pełzać po skórze.
    Jest jak ślimak,
    zawsze zostawi dróżkę.
    Tak bardzo wciąga,
    nie pozwala trwać, 
    zabija od środka.

     

    Potęgą i kluczem jest Cierpliwa.
    Co prawda bywa uszczypliwa
    i nadzwyczaj niecierpliwa,
    ale uczy, 
    że prawdą o relacji jest tęsknota.

  6. Moczę palce w rzece zwanej Bycie.
    Marzę skrycie, 
    że moje Bycie przestanie przenikać nieuchwytnie, 
    że zatrzyma się na jednym chwycie.

     

    Ściskam gałąź zwaną Cwaną.
    Wciąż podciągam się i szarpię.
    Woda walczy z moim ciałem.
    Cwana taka krucha,
    myśli, że wyszepcze mi do ucha:
    – Taką Cwaną wszyscy znają.
    Ci co idą z falą mnie puszczają,
    tylko nieliczni pamiętają, 
    jak to było przejąć ster nad Cwaną.

     

    Płynę z wodą zwaną słoną.
    Szczypią oczy, piecze skóra,
    jest jak ogień, pieką płuca.
    Słona grzywa taka głucha.
    Krzyczę jej do ucha:
    – Przestań drażnić moją duszę,
    Jesteś jak wrzask, który stłumić muszę.

     

    Spadam w przepaść zwaną życiem.
    Koniec kąpieli z moim Byciem.
    Złamałam gałąź zwaną Cwaną.
    Z kolejną falą woda słoną zwaną wyszeptała:
    – Pora otworzyć nową bajkę,
     popłynąć z Bycia żaglem zwanym czasem.

  7. Kurz ucieka z szarych piór.
    Jestem jak słonecznik 
    uśmiechający się do jasnych smug.

     

    Wciąż podnosisz moją głowę swoim dziobem.
    Gdy unoszę szyję,
    rozpalam w oczach diamentowy ogień.
    Już nie lękam się ludzkich spojrzeń.

     

    Podczas lotu łapię powietrze.
    Pióra przeszywa zmysłowe tchnienie.
    Wypełniam pierś wyjątkowym temperamentem.
    Upijam się nim, wzbijam w eter.
    Zapominam o pochmurnym świecie.

     

    Wciąż nie wierzę,
    że stoję na własnych nogach.
    Wciąż nie wierzę,
    że udało mi się pokonać,
    Wciąż nie wierzę,
    że nie roztrząsam.

     

    Moją brzydotę okryły skrzydła
    potężne i białe.
    Asystują w tym, co nowe i nieznane.
    Pomagają doświadczyć nowych dróg i granic.
    Szepczą do ucha: 
    – nie bój się być niepowtarzalnym.
     

  8. Kolce utkną w ścianie
    otulone różaną nieufnością.
    Stracę panowanie nad każdą myślą.
    Pąki musną dłonie,
    budząc dreszcze, nowy początek.
    Będą drażnić skronie.

     

    Ściągnę płaszcz przy tobie,
    gdy zapewnisz
    – chcę zbudować naszą historię.

    W moim zmarniałym świecie znajdzie się dla ciebie miejsce.
    Zatopię się w szmaragdowych pamiątkach,

    wypływając na oceaniczną głębię.

     

    Ty jesteś jak hiacynt.
    Subtelny i stały.
    Ja jestem jak niezapominajka.
    Krucha, wątła i skuta pamięcią.

    W naszym bukiecie niczego nie brakuje.

     

    Jesteśmy brokatową wstążką,
    dla której rozmowa nie jest trudnością.
    Mamy w sobie szczyptę doświadczeń
    obejmujących liście i płatki.
    Jesteśmy jak statek.
    Ja sterem - ty żaglem.
    Rządzi nami wspólna kotwica.
    Ona daje życie,
    pozwala oddychać.

  9. Opowiem ci historię.

    O mnie - człowieku skutym łańcuchem

    i o tobie - istocie słuchającej apatycznym uchem.

     

    Jest mi źle wśród obojętności.

    Nie pojmuję, jak można oślepnąć na słowa.

    Tyle razy wołałam, by twoja głowa zaczęła pracować.

    Wciąż tracisz bodźce.

    Nawet ból daje o sobie zapomnieć.

     

    Jestem wierna, 

    jak pies czekający pod drzwiami.

    Wciąż zataczam koło,

    Walcząc z oddaniem.

    Scenariusze tworzą nowe szkice

    przepełnione strachem, niepokojem i zazdrością.

     

    Jak mam ci powiedzieć,

    Że truję samą siebie,

    Jak mam ci powiedzieć,

    Że już nie potrafię 

    skończyć z zaangażowaniem.

    Jak mam przeprosić

    za to, że wciąż siedzę

    że tu trwam, że jestem.

     

    Moja przeszłość 

    jest jak kryształ

    krucha, niestabilna.

    To przez nią oszalałam.

    To przez nią zdziwaczałam.

    Ilekroć chcę, żeby zniknęła,

    Ona wraca, niszczy i ogłupia.

     

    Przepraszam

    że pragnę usłyszeć,

    że coś znaczę.

    Przepraszam,

    że pragnę zrozumienia.

    Przepraszam,

    że potrzebuję czasu, wybaczenia.

     

  10. Słowa nucą moim zmysłom, jak to było

    porozmawiać o uczuciu, które nas łączyło.

     

    Wieczorem trwała euforia – rano była nowa historia.

    Tylko jedno słowo wystarczyło,

    by nasza opowieść dobiegła końca.

     

    Wciąż pamiętam i rozpamiętuję, jak to było

    Leżeć w łóżku dzień w dzień o tej samej godzinie.

    Nie brałam pod uwagę, że to w końcu przeminie.

     

    Minęło tyle czasu od ostatniej pogawędki.

    W głowie słyszałam treść naszej piosenki.

    Gdy wracałam do ciebie myślami,

    Ty już dawno zagoiłeś wszystkie rany.

     

    Wyrzuciłeś mnie z głowy, bo milczałam

    Zastąpiłeś mnie, bo się wycofałam.

    Zostawiłeś mnie, bo się bałam.

     

    Klamka jest tylko z jednej strony,

    a ja nieustannie czekam pod drzwiami,

    by powiedzieć ci dwa słowa,

    na które teraz jestem gotowa.

     

    Zamknąłeś rozdział,

    ja wciąż piszę.

    Zmieniam zakończenie,

    jakby to jedno wspomnienie miało znaczenie.

     

    Ostatni raz

    Odczuwam dreszcz muskający ciało.

    Ostatni raz

    Przymykam oczy, czując ciepło gorących ramion.

    Ostatni raz

    Wypuszczam łzę spod gęstych czarnych rzęs.

     

  11. On jest celem – ona kulą.

    Płonie, gdy rozrywa jego ciało.

    Stoi przed nią nago.

    Ona pociąga za spust, 

    Uwalniając westchnięcie z jego ust.

     

    Ona szeptem – on jest bronią.

    Strzela w każdy jej wrażliwy punkt.

    Dłonią poznaje miodową krainę.

    Mleczną twarz otuliła czerwień

    gdy on wołał jej imię.

     

    Jego dusza wypełniona dymem.

    Dławi się fałszem przeplecionym krzykiem.

    To uczucie jest jak wojna.

    Każda emocja 

    wskrzesza, uskrzydla i zabija.

  12. Zastanawiałam się nad samotnością
    nikt nie słucha 
    nie rozumie
    nie otwiera oczu

     

    zastanawiałam się
    dlaczego rozdrapuję
    to wciąż kuje
    wierci i truje

     

    wsparcie
    odkrywa drogę
    przepasaną żalem
    nikt nie igra z bólem

     

    myślę
    analizuję
    dlaczego ignorują?
    nikt nie widzi
    nikt nie słyszy
    nikt nie pyta
    jak się czuję

     

    rzeczywistość jest jak igła
    im ostrzejsza 
    tym bardziej prawdziwa

     

    z cierpieniem
    więcej doświadczenia
    znika nadzieja
    pojawia się chwila zwątpienia
    uciekam

     

    nagle świat się zatrzymuje
    panikuję
    unikam spojrzeń
    dryfuję jako odludek

     

    błysk ucisza sztorm
    hamuje piski
    siada obok 
    podaje dłoń

     

    zamykam oczy

    kojący dreszcz przebiega między palcami
    przykładam rękę do klatki
    iskra hamuje zmieszanie słonymi kroplami
    jedna jedyna
    nie krytykuje 
    nie upomina
    nie ocenia
    wskrzesza


     

  13. To co trwało przestało płynąć
    jak strumień uderzający o brzegi

     

    pole opustoszałe
    a na środku narcyz
    szarmancko poruszał listkami

     

    szepty koron
    koiły burczenie 
    porywczych silników

     

    cisza wprosiła się do pokoju
    jako gość nadąsany
    dyskutując z kurtyną
    która wystrzeliła iskry

     

    to co trwało przestało płynąć
    natura zaszarżowała 
    by cały świat mógł wreszcie stanąć

  14. Jestem jak pustynny kwiat.

    Wciąż buduję mur, aby nie uschnąć z tęsknoty.

    Nicole

    -Twój koktajl.- Rozbrzmiewa stukot o drewniany blat.

    -Dzięki. Mówiłam ci już, że jesteś wielki?

    -Owszem, ale chętnie usłyszę to raz jeszcze! - po chwili zostaję sam na sam ze swoim koktajlem.

    Jack to nie tylko doskonały barman, ale także przyjaciel do wspólnego ponarzekania po kolejnym ciężkim dniu na posterunku. Jest to zupełne przeciwieństwo mnie. Ojciec dwójki dzieci, doskonały mąż I człowiek o trudnej przeszłości. Znam go na tyle długo, że mogę stwierdzić, iż jego czarne włosy zaczęły siwieć. Czasem zastanawiam się, jak on może mieć tyle energii po tym wszystkim, co przeszedł. Nie wygląda na staruszka, ale również nie na przystojnego młodzieńca. Wszystko w swoim życiu potrafi obrócićw żart. Ta... szkoda, że ja tego nie potrafię.

    -Koktajl truskawkowy? A może da się pani skusić na drinka? -odurzający zapach alkoholu nagle rozwiewa moje myśli.

    -Hm? - odwracam się. Od razu żałuję, że to robię, ponieważ smród robi się jeszcze bardziej nie do zniesienia. Rany boskie, ten człowiek najwyraźniej nie zna umiaru.

    -Te piękne oczy mówią same za siebie- omal kładzie sie nablacie.

    Klienci baru mają niezłą komedię, za to ja mam dość skupiania na sobie uwagi. Próbuję wstać, ale powstrzymuje mnie silny uścisk dłoni na moim nadgarstku.

    -Jeszcze nie skończyłem- cedzi przez zęby - nieładnie tak uciekać.

    -Puść tę panią grzecznie albo twoje zęby skończą na tym drewnianym blacie, chociaż myślę, że bardziej żal mi jego niż ciebie - głęboki głos natychmiast przyciąga uwagę wszystkich zebranych włącznie z pijanym nieznajomym.

    -Proszę, proszę! - wstaje- obrońca się znalazł! - Wymachuje niedbale rękami, omal potykając się o własne nogi.

    Wszyscy mają wzrok utkwiony w tej dwójce. Schodzę z krzesła barowego I zbliżam się powoli. Sięgam po pistolet znajdujący się w pochwie, po czym wyjmuję ostrożnie I kieruję w stronę obcych. Stoją naprzeciwko siebie, a pięści same się zaciskają. U jednego w żyłach płynie gniew I nienawiść, a u drugiego oszołomienie. W pewnym momencie obaj rzucają się na siebie, a cios za ciosem jest coraz bardziej zawzięty. Po ostatnim z nich pijak osuwa się po stole niczym pingwin na lodzie, a nieznajomy, który zwrócił mu uwagę, ociera nos z krwi. Gdy widzi wycelowany w siebie pistolet, natychmiast kapituluje, unosząc ręce nad głowę.

    -Uklęknij! Ręce do tyłu! - stanowczo wydaję rozkazy. Wyciągam komunikator I zgłaszam bójkę w barze, po czym zawiadamiam drugizespół.

    -Co tu się dzieje, do licha?!

    -Wszystko jest pod kontrolą- informujęprzyjaciela - narobiliniezłegobałaganu. Potrzebujesz pomocy? - pytam.

    Podchodzę do mojego obrońcy I zakładam mu kajdanki. Nie protestuje, chociaż widzę, że ma wiele do powiedzenia, a już na pewno nie jest zadowolony z tego, iż go aresztuję. Potem obracam się w stronę stołu, nikt się nie zorientował, iż ten bałwan ulotnił się. Mocno ciągnę za ramię, aby wstał mój "bohater" I wyprowadzam go z miejsca publicznego.

    -Zrobiłem dobrze. Zasłużył- odpiera zawzięcie.

    -Od siedzi pan dwadzieścia cztery godziny I wróci pan do domu.

    Wpakowujęgo do samochodu policyjnego, jednak gdy sama planuję wsiąść, zatrzymują mnie syreny. Wzdycham cicho I zamykam drzwi.

    -Przyjechaliśmy jak najszybciej. Co się stało? - wychodzi do mnie Lucian. - Miałem drzemkę z moim pączusiem.

    Lucian jest moim partnerem od dobrych dwóch lat. Czasem bywa irytujący, ale da się przyzwyczaić. Chwilami wydaje mi się, że próbuje testować moją cierpliwość. Od tej chwili jak zaczyna żartować, wyłączam swój umysł na dobre dwie godziny. Naprawdę zastanawiam się, jak jego żona z nim wytrzymuje.

    -Z twoim pączusiem? - unoszę brew do góry.

    -Z moim pączuciem -powtarza, poruszając sugestywnie brwiami.

    -Och... daj spokój! - poirytowana ucinam temat.- Mieliśmy tutaj akcję z pijanym mężczyzną. Niestety nam zwiał- tłumaczę spokojniej.

    Nie czekając na odpowiedź, wsiadam do środka I ruszam z małej uliczki. Na szczęście panuje cisza. W przeciwnym razie wyszłabym zwłasnej skóry. Nigdy nie lubiłam słuchać radia I tak pozostało do teraz. Dopiero gdy staję na skrzyżowaniu, zdaję sobie sprawę, jak szybko bije mi serce. Z tego wszystkiego zapomniałam też, jak to jest nabrać spokojnie świeżego powietrza. Uchylam lekko boczną szybę I oddycham spokojnie, po czym staram się je wypuścić jak najspokojniej, aby wyciszyć kotłujące w głowie emocje.

    -A więc jesteś policjantką. Czy szeryfem? Zresztą, co za różnica - i tak brak spokoju. A było tak pięknie.

    -Mhm

    -Mało mówna coś jesteś.

    -Od kiedy mówimy sobie na ty? - poirytowana gaszę silnik pod posterunkiem.

    -Nie wiedziałem, że pani aż taka przepisowa- odburkuje widocznie oburzony.

    Otwieram mu drzwi I sięgam po klucze wiszące na pasku. Najpierw otwieram celę, a potem uwalniam go z kajdanek. Wpuszczam do środka I zamykam z powrotem na klucz.

    -Czyli dwadzieścia cztery godziny? Nie da się tego skrócić?

    -Nie - odpowiadam sucho I siadam przy biurku.

    Została mi papierkowa robota, którą miałam zrobić jutro, ale właściwie nigdzie mi się nie spieszy. Przeglądam dokumenty I rozdzielam je na dwie osobne kupki, po czym włączam laptop. Zaczynam wpisywać dane do komputera I gdyby nie to, że ciągle przerywa mi paplanina tego dziwaka, już dawno miałabym to za sobą. Chwila. Czy on gada sam do siebie? Spokojnie: to tylko kolejny świr, którego już nigdy nie zobaczę za dwadzieścia trzy godziny. W pewnym momencie robotę przerywa mi dzwonek telefonu, jednak jego także ignoruję. Zawsze byłam zdania, że jeśli coś robię, muszę skończyć tostuprocentowo, a do osoby dzwoniącej zatelefonuję później.

    -Nie nudzi cię ta praca?

    -Nie. Jest w porządku.

    -Jesteś taka sama jak twój ojciec.- Odbija się od zimnej ściany I podchodzi do krat, aby lepiej mi się przyjrzeć.

    -Co? - staram się ukryć zdziwienie, wbijając wzrok z powrotem w ekran. - Mówisz o Anthonym? To nie mój ojciec...

    -Nie o nim mówię. Chodzi mi o...

    Nie dokańcza, ponieważ ucinam jego wypowiedź gestem ręki ze względu na nowe wezwanie, jakie rozbrzmiewa w komunikatorze. Zrywam się z miejsca, rzucając krótkie: "mam wezwanie". Nie zdąża nic odpowiedzieć, ponieważ zamykam za sobą drzwi..Poprawiam odznakę szeryfa I wsiadam do wozu policyjnego. Zamiast myśleć o wezwaniu, zastanawiam się nad rozmową. O dziwo moje serce przyspiesza, mimo że nie denerwuję się wcale . Dreszcz przebiega przez moją skórę, jak słowa chłodno przenikające do jej wnętrza. Próbuję skupić się na drodze, pragnąc odrzucić od siebie wszystkie nasuwające się na siebie myśli. To wszystko jest bezsensowne. Jaki sens ma to, że czuję się teraz tak, jak się czuję. Nawet nie wiem, co to wszystko znaczy. Dostałam wezwanie do płonącego budynku. Jak ma wyglądać moja rola? Mam tam wejść I ugasić? Przecież to robota strażaków. Dojeżdżając na miejsce, nie widzę wcale płonącego domu. Wszystko jest na swoim miejscu. Zero śladu po ogniu, zniszczeniach I brak jakiegokolwiek dymu. Moją uwagę przyciąga mała dziewczynka przed domem, w którym miał być pożar.

    - Dzień dobry -mówię, wysiadając z samochodu.- Gdzie twoi rodzice?

    - Pomoże mi pani? - pyta cieniutkim głosikiem.

    - Składanie fałszywych zeznań jest karalne. Muszę porozmawiać z twoimi rodzicami.

    -Pomoże mi pani znaleźć moją siostrę? Od wczoraj nie wróciła dodomu - mówi spanikowana, ledwo powstrzymuje drżenie głosu- A rodzice...oni nie pomogą.

    - Jak to?

    - Tata pracuje do późna, a mama... odeszła od nas dwa lata temu - spuszcza wzrok.

    - Pomogę ci. Ale tak czy tak muszę porozmawiać z twoim tatą. Takie są procedury - tłumaczę - a teraz wsiadaj do samochodu. Pojedziemy na posterunek. Tam powiadomię twojego tatę.

    Kiwa niechętnie głową I wsiada do środka. Informuję, aby zapięła pasy, po czym ruszam z miejsca. Wzdycham nieznacznie I zerkam co jakiś czas do lusterka, aby zobaczyć, co robi z tyłu.

    -A pani ma jakieś dzieci? - pyta znienacka.

    -Ja? Nie - zaprzeczam, mając nadzieję w duchu, że nie postanowi drążyć tematu.

    Moja przeszłość zawsze była dla mnie przeszłością, a teraźniejszość teraźniejszością. To prawda, nie raz myślałam, co zrobiłam źle i jak mogłam to odkręcić, ale po jakimś czasie nie wracałam do tego. Zawsze tułałam się po osiedlach, obserwując zachowania ludzi, przekonując się, jak to jest być odrzucanym wielokrotnie przez społeczeństwo. Fale krytyki, brak tolerancji i fałszywe plotki przewijały się praktycznie na co dzień. Kiedyś obiecałam sobie, że nigdy nie będę porównywać przeszłości do teraźniejszości. Mimo największych oporów będę stąpać dumnie z uniesioną głową, ponieważ tylko tak większość nas żyje na tym świecie. Ci, którzy tego nie potrafią, prędzej, czy później upadają, a tego chciałam najbardziej w świecie uniknąć.

    Wysiadam pod posterunkiem I puszczam małą przodem. Każę jej usiąść przed wejściem do głównego gabinetu. Zostawiam ją na chwilę samą z myślą, aby gdzieś w papierach poszukać numeru telefonu jejojca. Gdy tylko go znajduję, bez wahania dzwonię, jednak nikt nieodbiera. Gdy nie mogę się do dzwonić, czuję, że ta sprawa nie dojdzie szybko do skutku. Ten facet mógłby chociaż raczyć oddzwonić, jednak nic takiego się nie dzieje.

    -I jak twoja misja? - No tak. Zapomniałam, że on tutaj jest.

    -Genialnie -odpowiadam z sarkazmem, po czym wychodzę.

    Założę się, że w tej chwili jego oburzone ego wzrosło do wielkości kuliziemskiej. Zamyślona, zmierzam korytarzem I zamieram. Przecież pięć minut temu jeszcze tu była. Ciekawy dzień, ciekawe co jeszcze dzisiaj się wydarzy. Małpy zaczną spadać z drzew? Jeszcze tego brakowało, aby ta mała mi zwiała. Wybiegam na zewnątrz I tuż przed moimi stopami natykam się na różową, bawełnianą chustę. To pewnie należało do niej. Nie mogła uciec daleko. No myśl. Gdzie jako dziecko mogłabyś pójść? Może bar u Jacka? To nawet możliwe. Zwłaszcza, że serwuje świetne desery lodowe. Kiedy docieram na miejsce, zawieszam klucze przy pasku I wchodzę do baru. Natychmiast rozbrzmiewa dzwonek przy wejściu. Tyłem do mnie przy jednym ze stolików siedzi czarno włosa dziewczynka. Jak ja uwielbiam swoją intuicję. No I pięknie. Jej ojciec mnie nie zabije, że zgubiłam jego córkę. Siadam na przeciwko niej I widzę, że na jej buzi maluje sie zdziwienie I zakłopotanie.

    -Kupiłaś chociaż te lody? - pytam poważnie z domieszką łagodności.

    Kiwa głową, chociaż przeczuwam, że kłamie. Unika mojego wzroku jak ognia I zajada deser szybciej niż Królik Bugs.

    -Coś mi się nie wydaje. Zaczekaj tu.

    Wstaję i podchodzę do lady. Naciskam dzwonek, aby zawołać Jacka.

    Zamieniam z nim parę słów na temat całej sytuacji I przepraszam za nieporozumienie, po czym płacę za deser I wracam do stolika. W pierwszej chwili panuje milczenie, a w drugiej chyba sama nie wie, copowiedzieć.

    -Przepraszam.

    -Nic się nie stało. Następnym razem po prostu powiedz prawdę - łagodnieję - powiesz mi, o co tak naprawdę poszło?

    -Mój tata... on jest bardzo smutny, że nie ma mamy- zaczyna niepewnie - często przychodzi do domu I tak dziwnie śmierdzi.

    Na pierwszą myśl przychodzi mi facet, który był dzisiaj w barze, ale przecież jest wielu mężczyzn, którzy przesadzają z alkoholem. Może więc się mylę. Staram się od niej wyciągnąć informacje, które mogą mi pomóc w odnalezieniu jej siostry. Okazuje się, że ma na imię Chloe, a jej siostra ma trzynaście lat. Dzieci nie znikają z dnia na dzień. Może ten ojciec miał z tym coś wspólnego? Będę musiała się temu bliżej przyjrzeć. Kiedy zjada do końca swój deser, z powrotem wpuszczam ją do radiowozu i wypytuję o bliższą rodzinę. Okazuje się, że prócz ojca i siostry ma jeszcze ciotkę, która mieszka stosunkowo niedaleko, a właściwie kilka ulic dalej.

    - Znajdzie pani moją siostrę? - pyta po chwili ciszy.

    - Nie martw się. Postaram się sprowadzić ją z powrotem do domu -zapewniam.

    - Obiecuje pani?

    - Obiecuję.

    - Nie chce iść do cioci. Ona jest nudna i robi na drutach - marudzi.

    - A ja już mam dość tego dnia. No już. Leć - ponaglam ją.

    - Szkoda, że pani nie jest mamą. Byłaby pani naprawdę dobra - mówi radośnie.

    Wysadzam ją pod domem I czekam aż wejdzie do środka. Odjeżdżam z posesji, wzdychając z ulgą, że na dzisiaj to już koniec wrażeń. Niespodziewałam się takiego wyznania, zwłaszcza od małej dziewczynki. Na szczęście ten dzień dobiega końca i zostaje mi tylko serial i lody ciasteczkowe. Wchodzę na posterunek I opadam na krzesło z westchnieniem I ulgą. Nareszcie wolność. Mam dość.Przymykam oczy z myślą, że jestem tutaj sama. Odpływam, rozkoszując się błogą ciszą. Ten dzień to zdecydowanie za dużo, jak na całe dwanaście godzin pracy. Gdy po pomieszczeniu roznosi się chrząknięcie, moja oaza spokoju zostaje zburzona.

    -A, ty. - Wzdycham. - Szybko o mnie zapomniałaś- odpowiada poirytowany - zawsze jesteś taka zrzędliwa?

    -A ty zawsze jesteś taki wścibski? - wstaję z miejsca I okrążam biurko.

    -A ty zawsze unikasz prawdy?

    -Jakiej?

    -Jesteś taka sama jak twój ojciec.

    -Anthony nie jest moim ojcem! - wybucham z irytacją.

    -Edward. To twój ojciec.

    -Pleciesz bzdury! Nie mam ojca - wypowiadam słowa wręcz przesączone jadem.

    -Mylisz się. Serio przez te wszystkie lata wciskali ci te bzdury, żejesteś sierotką Marysią? To jest bzdura!

    -Bzdurą jest to, że próbowałeś mnie bronić!

    -Nie broniłem ciebie.

    -A kogo niby?!

    -Matkę twojego syna...

     

    ***

    Hej zapraszam was do mojej nowej książki, kto wie może przypadnie komuś do gustu i zostanie ze mną na dłużej ♥️
    Opis: Zaklęci w czasie, miejscu i niezrozumiałej rzeczywistości. Zagubieni we własnych światach daleko od siebie. Niepodobni. Tkwiący w klątwie jednego pocałunku. Link prowadzi do dalszej części tego opowiadania na stronie, na której aktualnie publikuję.
    Link: https://my.w.tt/y1CDCcfZR5

  15. Płomiennym wzrokiem wymierza ostatnie dwa pociski w pierś. Jeden trucizną wypełnia ciało, drugi przemienia w smolistą otchłań krwawą. Zastanawiam się, czy coś jest pomiędzy dwoma sztyletami, które potwierdzają moje kłamstwo.

     

    Wyrzucam z siebie ostatnie tchnienia jak pod taflą lodu pochłonięty bólem i pokorą.

     

    Zapomniałem jak to jest okazać honor.

    Gdybym tylko zamilkł jak pustynne wzniesienia, może nie zostałbym bezlitosnym władcą słów.

  16. Znajome milczenie zielonych koron. Dźwięki spalin zagłuszają osąd wszelakich błędów i nieudanych prób.

     

    Karłowate postaci jak drobne szkła, odbijające od ciał niebieskich prawd,
    przypinają szpilki kolejnym stereotypom.

     

    Perspektywą moich doświadczeń życiowych podążam, jednak nadal nie znam na nie rozwiązań.

     

    Skrzydła odcięte kolejny raz podczas oglądania teatru bytu.
    Zajadam popcorn, szukając klucza na postępowania ludzkiej kreatury.


     

×
×
  • Dodaj nową pozycję...