za oknem parno od kruczego pierza
przemoknięty horyzont rozmył się akwarelą
tylko lampy uliczne i śnieg na dachach
dzielą nokturn na pół
w pokoju tli się antracytem
my oblani tą smolistą nocą
próbujemy zastygnąć we śnie
przyglądam się twoim rzęsom
jak sen wije z nich gniazdo
w popłochu
skrywając się pod powiekami
nie śpię, czuwam
czekam aż noc przysłoni
między nami granicę