Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

TheDiary44

Użytkownicy
  • Postów

    111
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez TheDiary44

  1. Lustra, a w nich obcy
    Zanikają tamci chłopcy
    Puste ściany wokół
    Czy tu gościł kiedyś spokój?
    W jakich trzeba bywać stanach
    By usłyszeć ciszę, kiedy zawsze tulił hałas?
    Murem izolować wszystko w sobie
    Co dziś można nazwać domem?

     

    Głosy cichną
    każdy dotarł do swych bram
    Pojedź windą
    Schody w śladach Twoich ran
    Byłaś inną
    duszą - czystą - w moich snach
    Jest już zimno
    A dom już nie jest taki sam

     

    Łatwo przychodzi umierać, gdy
    nie zaznało się życia, straciło łzy
    Dialog nie istnieje, zagłusza krzyk
    byłem nim ja, byłaś nim Ty
    Obraz przeszłości odbiera mi mowę
    Nie zatrzymał czyn, nie zatrzymam Cię słowem
    Każdy wreszcie poszedł w swoją stronę
    Czy kiedykolwiek byłaś dla mnie domem?

     

    Zniszczony schron
    pamiątka opustoszałych bram
    Samotna dłoń
    W odciskach Twoich ran
    Nostalgiczna woń
    wspomnień - tęsknoty - w moich snach
    Samotna pobudka
    Dom już nie jest taki sam
  2. Codziennie nieudolnie umacniałem ogniwo i wiarę

    Bojąc się straty chciałem się dla Ciebie poświęcić

    Taki był ze mnie kozioł, że z siebie robiłem ofiarę

    głupiutki chłopczyk co moralność doprowadza do nędzy

     

    Krzyczę i krzyczę

    A rzeka nic!

     

    A rzeka

    nic

    Narzekam

    i

    rzucam kamyczki wysiłku by coś jeszcze tu zmienić

    Uparcie mój zapał studzą deszcze znów, przemilcz

     

    Nieudaną próbę

    Na autostradzie myśli sam sunę

    Powtarzam o byciu w pełni, a nie patrzę na lunę

    Dokąd prowadzi kierunek? Sam go przecież wyznaczam

    Ślepy zaułek sugeruje, że nie wszystko rozumiem

    I jak karma do punktu wyjścia dziś wracam

     

    To nie koło, to spirala

    Pukam się w czoło już od rana

    Twoje słowo, moja rana

    Dziś komedia, wczoraj dramat

     

    Łatwo myśleć o szczycie gdy siedzi się na dnie

    Nie sprzątam pokoju, bo wiem ze nie wpadniesz

    I pomyśleć, że coś później pierdolę o miłości do siebie

    a w lustrze obrzydzenie jak tylko zły zefir zawieje

    Pedantko prałaś mi brudy byle nie spojrzeć pod dywan swój

    A ja jak Ci z Sztokholmu - tęsknię i ciężko oddycham znów

    Nurt rzeki niestrudzenie moje starania odpycha w rój

    Ale chyba wystarczy, więc żegnaj i bywaj zdrów

    @TheDiary44 znalazłem to dziś rano w notatniku - pod nazwą "Rzeka", poza poprawką błędów wersja niezmieniona, w sumie zabawnie się to czyta

  3. Osierociłaś mi dłonie, a ja tak trzasnąłem drzwiami
    że zostawiłem je uchylone
    Siedzę u ojca nad grobem, później między ścianami
    Wybijam Twój numer i dzwonie

    I po co przeżywam to wszystko?
    Rzeka płynie niezmiennie a mnie zostaje serce zlęknione
    Dlaczego podeszłaś tak blisko?
    Prowadzę w myślach monolog do Ciebie o tym jak bardzo się boję
    Przyszłość przeszła tak nagle
    Wspólne kartki rozdarte a mnie Twoje imię zacina się w gardle

    Złożyłem się w całość i uparcie przeciekam
    Wspomnieniem jak ozdabiałaś mi szyje
    Jak malowałaś usta i łapałaś w lustrze
    mój wzrok jak gapił Ci się na tyłek
    Tak chętnie za nos wodziła nas wspólna rozmowa
    Chociaż przekrzykiwaliśmy się w innych językach
    Jak uroboros w burzliwym cyklu ciągle od nowa
    Kolejne wyładowanie na już przepalonych stykach

    Między palcami ucieka co w wierszu próbuję uchwycić
    Bo ze wspólnego losu ostatecznie i tak zawsze zostają nici
    Ariadna tu nie pomoże; kolejny raz się nie otworzę
    Oswoiłaś mnie tak dziko, że nie widziałem kiedy zdjęłaś obroże
    Wszędzie można szukać znaczeń - jedynym jest ich bezcelowość
    Nie łap za ręce, a już na pewno nie trzymaj za słowo
    Jeśli nie za włosy, to czas pociągnąć za klamkę
    By zamknąć wczorajsze rozdziały
    które łez już nie warte

  4. Przeszłość
    jak zakopany skarb
    którego nie chcę odnaleźć
    niczym kwiat, który podlewałem
    z uwielbieniem i zamiłowaniem
    aż zwiędł

     

    szukałem ciepła
    ale ogień chce tylko nas strawić
    i nigdy zrozumieć
    nie tak łatwo stracić czas
    jak stracić siebie

     

    ideał słów, niedoskonałość czynów
    fundamenty wiatrem rozszarpane
    promienie słońca cieplejsze
    gdy nie przysłaniasz swoim cieniem
    niech tak zostanie

  5. uśmiechy na twarzach w zrozpaczonych sercach
    tysiące słów
    żadnej rozmowy

     

    krótka długowieczność
    gdy wokół ulotność - jedyna stała
    zamarznięta dłoń skierowana ku Tobie
    Twa skóra jak pochodnia
    Dotknąłem
    i siedzę poparzony

     

    to coś nowego
    oddychać swobodnie
    to coś nowego oddychać
    własnym życiem

     

    słodycz na ustach
    to gorzkie wspomnienie
    Ty jak nurt rzeki
    a ja dałem się porwać

     

    Czasem trzeba zawrócić
    bo na końcu czeka tylko skrajność

  6. wieczór niespokojny w towarzystwie uniesionych słów
    ze zbliżającą się niewyspaną nocą
    mieszają w pewności obranych celów przyświecając złu
    zwątpienia w strachu się złocą

    rano jak zawsze zjedzmy wspólnie śniadanie
    drobnymi gestami potwierdzę ci swoje oddanie
     
    tylko tyle

    z okna odwiedzą nas promienie słońca
    a na twojej buzi zagości uśmiechająca się postać

    aż tyle

  7. Słucham Twoich oczu, i gubię słowa wyrzucone z ust
    Polana z różową trawą, słońcem, i morzem burz
    Świadomy otoczenia, potrzebuję się wycofać w cień
    Więcej się uśmiechać, śmiać, i kochać mniej

     

    Skruszone lodem serca, co nie chcą już bić wcale
    Koszmarne dni, co uparcie brałem je za sny stałe
    Moment, w którym radzisz mi, żebym ruszył dalej
    A ja nie pamiętam, kiedy ostatni raz się zatrzymałem

     

    Otoczeni uniwersalnymi radami, co nikomu nie pomogły
    Pozwolić Ci iść swoimi śladami? Piekło bez modły
    gdzie ogień pali serce, aż zostanie wspomniany lód
    Stoisz u wrót rozdroża dróg, może któraś wynagrodzi trud
    a przecież nigdy nie było tej prawidłowej
  8. Pamiętam pierwszy dzień, gdy było po wszystkim
    strumień łez, co przysłonił oczy
    Zmusił rozum, by dać się zaopiekować bliskim
    bałem się każdej nadchodzącej nocy
    Zasypiać i budzić się bez Ciebie
    Zgasły wszystkie gwiazdy na niebie

     

    Mowią mi, że zmieniam je jak rękawiczki
    Nagle żadna nie jest na mój rozmiar
    Poskramiam te ich brudne myśli
    Żagle w stronę snów, wokół koszmar
    Zasypiam i budzę się bez Ciebie
    Sterta naczyń czeka na mnie w zlewie

     

    Wspominam Cię jak różową trawę
    Wspólnie zwiedzony kosmos
    Jak walczyliśmy o naszą sprawę
    Wszystko samo sobie poszło

     

    Czas leczy rany, daj mi go więcej
    Nie chciałem Cię stracić, ale tylko tak mogłem coś zdobyć
    Czuję się słaby, pękło mi serce
    Gorzka prawda, to jedyny sposób, by poczuć słodycz

     

    Wspominam Cię jak różową trawę
    Prawdziwą
    Wspólnie zwiedzony kosmos
    Naprawdę
    Jak walczyliśmy o naszą sprawę
    Razem
    Już wiesz, czemu nie ufam wspomnieniom

  9. Pytam się kim wczoraj byłem
    Zmuszony rozdzielić serce na dwoje
    Udało mi się zostawić Cię w tyle
    Żelazne zasady z rdzą na złomie
    Tkwią tam tuląc się do mojej przeszłości
    Próbują mnie nadal straszyć po nocach
    W ciszy chowam się w cieniu; wątpliwości
    i strach robią przeklętej siły pokaz
    To wszystko zwidy - te potwory pod łóżkiem
    te duchy w oknach, ta miłość w tych oczach


    Poznałem wreszcie odpowiedź 
    wiem kim jestem dzisiaj
    Dane mi było przepłukać wątrobę
    i przepłakać swoje do misia
    Nastąpił upragniony porządek 
    A nie czyszczę pajęczyn z okien
    to dalszy ciąg, żaden początek
    Miałem tyle planów, i wszystkie mi wyszły
    bokiem

  10. Pytam się kim wczoraj byłem
    Zmuszony rozdzielić serce na dwoje
    Udało mi się zostawić Cię w tyle
    Żelazne zasady z rdzą na złomie
    Tkwią tam tuląc się do mojej przeszłości
    Próbują mnie nadal straszyć po nocach
    W ciszy chowam się w cieniu; wątpliwości
    i strach robią przeklętej siły pokaz
    To wszystko zwidy - te potwory pod łóżkiem
    te duchy w oknach, ta miłość w tych oczach


    Poznałem wreszcie odpowiedź 
    wiem kim jestem dzisiaj
    Dane mi było przepłukać wątrobę
    i przepłakać swoje do misia
    Nastąpił upragniony porządek 
    A nie czyszczę pajęczyn z okien
    to dalszy ciąg, żaden początek
    Miałem tyle planów, i wszystkie mi wyszły
    bokiem

  11. Kochanki kryją się w cieniu moich zachcianek
    Oślepiasz mnie blaskiem Słońce
    Gorączka lata i pragnień ustała jak chciałem
    W jesiennych szatach kończę

    ta mnie pożądała
    tamta tylko całowała
    tę polubiłem

    Samotna mgła wręcza mi łodygę zwiędłej rózy
    Różowej, tej z instagrama
    Nie wytrzymuję ciszy, bardzo boje się burzy
    Gdy już nie będziesz sama

    tą odrzuciłem
    tamtej dałem kosza
    tej nie pamiętam

    W koszmarach widzę Wrocław
    Budzę się w Bydgoszczy
    Ciągle płaczę i dość mam
    Czuję się tym gorszym

     

     

     

    //część wiersza inspirowany innym wierszem z tej strony - niestety zgubiłem autora i nie mogę odkopać, żeby dać credits, poprawię się jak mi się uda

  12. Czuję wzrok na moich rękach, mierzą każdy

    mój ruch, tuląc mnie nieproszoną opinią

    Podejrzenia, że chowam w kieszeni skarby

    Więc dzielę się prawdą, lecz mają wciąż inną

     

    Patrzę ukradkiem na szczęśliwą rodzinę

    Czasem zazdroszczę innym, że mają ojca

    Marnuję nad smutkiem kolejną godzinę

    Podziwiam widok zachodzącego słońca

     

    "Otwórz ramiona" - to mnie szczują widłami

    Pod presją jak diament się w formę wyrabiam

    Motyl już dawno zatrzepotał skrzydłami

    To, z czym dziś się mierze, to echa huragan

     

     

     

     

    Dopijam Pumpkin Spice Latte

    Wstaję, i muszę iść dalej

     

     

  13. Moje życie to moneta - nie zostałbym orłem bez reszki
    W moich snach kobieta - trzymam jej rękę i nie widzę twarzy
    Włosy blond popsuły serce, teraz tam wieczne zamieszki
    Gdzie moje miejsce? Gdziekolwiek nie spojrze tam niemiłe skazy
    Zatruta młodość, depczę po pędach co zostawiła po sobie
    I w żadnym sposobie nie mogę zapomnieć o pewnej osobie
    Mam robić swoje - ja sam. Za nas dwoje.
    Nie chcę tej roli ofiary, biorę nogi za pas, gonię
    Za nieznanym

     

    Wszędzie oko za oko, czasy ślepców, których nie mogę przejrzeć
    Mylę sufit z podłogą, widok zasłania mi uparta łza
    cudze zalety i wady to balans co uśmiech zamienił w bezsens
    Smutne żelazne zasady, do ktorych przytuliła się rdza
    Taka moja wypłata - upojne bogactwo - w doświadczenie
    A nie stać mnie nawet na szczerość, więc jakie ma to znaczenie?
    Moje marzenie to żebyś nie była tylko marzeniem
    Urwałem kontakty, urywam filmy, serce stało się tylko kamieniem

     


    Wszystkiego najlepszego kochanie
    Pamiętam jakby to było wczoraj...
     

  14. Echo rozbiegane plotkuje po pokojach
    Każdy wie - w domu nie będzie zgody
    Żona chciała dać Krzysiowi wody i chleba
    Lecz on tylko woła: "Wody! Wody!" 
    Skacowany skurwiel

     

    Oczy koloru morza, kąpią się łzy mojej matki
    Nieświadoma - bez wiedzy, wsparcia i nadziei
    Piekło czekało w wiecznym życiu na kredyt
    Uciśnięta pętla alkoholu, szantażu i agresji

     

    Mój brat, co bezskutecznie chciał uciec
    przed losem, co nie oszczędził mu ciężkiego życia
    Tak bardzo wierzy, że nie potrzebuje psychoterapii
    Zawsze trzeźwy, a gdy patrzy w lustro - widzi Krzysia

     

    Czarna owca, co jej policzyć nie można
    One mają to w sobie, że w swoją stronę pójdą
    Mam Krzysia urodę, dlatego nie lubię swoich zdjęć
    Mogę tylko pisać wiersze o Tobie, i odetchnąć z ulgą

     

    Co z Ciebie był za ojciec? Bo na pewno żaden tata

×
×
  • Dodaj nową pozycję...