Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rafal86

Użytkownicy
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Rafal86

  1. @Dag Kwestia prób, błędów i zabawy :) Dziękuję za miły komentarz :)
  2. @Franek K Trzecia wersja - wiersz jest zabawą słowem :)
  3. Król motyli ma kolorowe berło Przewiązane płatkiem dzwoneczka Z supłem z zielonego źdźbła I okruszkiem chleba na szpicy Na owadzich skroniach Nosi dumnie zdobioną koronę Wyłożoną małymi minerałami Naniesionymi przez polny wiatr Peleryna z urwanego liścia Majestatycznie powiewa Na różnobarwnych skrzydłach Nadając władcy chmurnej powagi Dzierży rządy nad monarchią łąk Imperium bujnej zieleni i kwiatów Kołysanych delikatnym świstem Pośród gwizdów i szumu drzew Malowane królestwo żywej natury Muśnięte delikatną dłonią anioła Przynosi duszy bezbrzeżny spokój Pogodnego morza sięgającego za horyzont Wpatrzeni w dal dzicy marynarze Wędrują nim do prastarych źródeł Cumując w rozłożystych portach Tulonych złocistymi promieniami Nocą księżycowi bajeczne nucą szanty Pod rozpostartą banderą gwiazd Niosąc opowieści o dalekich krainach Położonych za oceanem marzeń Lulani subtelnymi falami do snu Fantazjują o wielkich przygodach Przysypiając w rytm harmonijnej melodii Patrząc na dziwaczne widowisko Trzymając palec przy ustach Tajemnicą jest uśmiech króla motyli
  4. Oto on. Bluźnierca. Człowiek bez zasad i honoru w podartych łachmanach czasu wykrzykujący swe obłędne teorie. Pośród milczącego tłumu zaciętych twarzy, rośli strażnicy wiodą go ku nieuchronnemu przeznaczeniu, by dzielił poprzedników losy. Zapłonął już stos, błogosławiony ogień liże bose stopy szaleńca. Skwierczą obrazoburcze słowa, szepty i historie, spopielająca się na czarny wiór. Umierają obłąkane myśli i wynaturzone zdania, na płomieniu ulatując do nieba, z wariacką duszą pospołu...A gdy upiorne widowisko poczyna chylić się ku końcowi, chłosta szyderstw, groźnych pomruków i krzyków odprowadza go ku nieznanej przyszłości. Tak oto kończą odmieńcy, burzyciele ładu zarażający śmiertelną paranoją, pozostaje po nich kupka popiołów i milcząca iskra wśród blasku gwiazd. Ale czy na pewno....? Oto mały chłopiec, sierota, ledwie od ziemi odrosły, niewielkimi stópkami, kroki niepewnie stawiając drepce ku pogorzelisku. Małe węgielki spoczywają cicho, zupełnie nieporuszone dramatem, jaki się rozegrał - nie znają czasu i cierpienia, dni i nocy, owi niemi świadkowie wydarzenia. Przygasły już, choć bije z ich ciał jeszcze ciepło wczorajszej nocy. Maleńka dłoń wyciąga się ku nim z ciekawością, gorącej spalenizny sięgając nieroztropnie...żar rączkę drasnął... syk bólu otwiera palce instynktownie, rozżarzona jeszcze czerń na miejsce spoczynku powraca, do swych sióstr i braci, ponownie układając się do sprawiedliwego snu, pozostawiając dziecinę w bólu.Pod przymkniętymi powiekami niewinnego poczyna wzbierać mieszanina smutku, gniewu i żalu, powolnie przeradzając się w cichutki szloch. Łezka wyślizgnęła się spod oczu i spadła, uderzając w nagi grunt. Dokonało się! raniący kamień nie był jedynie odłamkiem przypadku! Zaklęta krwią sprawiedliwego skała zwierciadła duszy symbolem jest przeniesienia. Tak oto następuje wieczne, nieśmiertelne odrodzenie, powtarzające się nieustannie od zaczątku dziejów, nieuleczalnej choroby ludzi, dziwacznej szpetoty - przez każdego postrzeganej odmiennie. Obradują nad tym mędrcy i filozofowie, politycy i generałowie, jak tę paskudę z ludzi wygnać, na zawsze wypędzić, zamknąć w skrzyni pod ciężkim wiekiem, aby zmarniała, uwiędła pośród mroku, skryta na dnie najgłębszym. Trwogą napełnia serca jej groźne oblicze, wzrok pełen światła i oczy płonące boskim miłosierdziem. Przed nią pierzcha wszelaka ciemność, najpotężniejszy nawet mrok, w trwodze umykają przerażone zjawy i upiory. Ona jest tylko jedna. Nieśmiertelna. PRAWDA, najgroźniejsza z zaraz ludzi. Zbigniew Herbert, najwybitniejszy (w moim odczuciu) z poetów jakich kiedykolwiek nosiła nasza rodzima ziemia, powiedział niegdyś, iż "... Wiel­kie naz­wiska up­rawdo­podob­niają naj­większe idioty­zmy, gdyż tłum ma naiwną pew­ność, że wiel­cy ludzie bredzić nie mogą...". Słowa te padły wiele lat temu, ale ich aktualność prawdopodobnie nigdy nie przeminie. Dopóki ziemia będzie się kręcić wokół słońca, rzeki będą rzeźbić swe koryta, a morze nie wystąpi z brzegów, kończąc ten liczący sobie miliony lat spektakl, dopóty historia nieustannie się będzie powtarzać. Nieliczni mędrcy i niezliczone rzesze "mędrców", kilkudziesięciu przywódców wartych zapamiętania i tysiące "przywódców" o których pies z kulawą nogą nie wspomni. Poeci i "poeci", pisarze i "pisarze", artyści i "artyści", arcydzieła i "arcydzieła"...oto jest dzieło naszej, podobno najlepszej, nauczycielki - złośliwy komentator doda, iż jest ona najznamienitszą, faktycznie, ale jedynie z gatunku tych, które nikogo nigdy niczego nie nauczyły. I, obserwując rzeczywistość, trudno nie będzie przyznać mu choć częściowej racji. Są tacy ludzie, których ego, gdyby fizycznie istniało, sięgałoby najbardziej oddalonych gwiazd. Uważający się za autorytety, usiłują przewodzić ludzkości, lecz nie po to aby prowadzić ją na wyższe stadia rozwoju, lecz wyłącznie z powodu własnej próżności, która nakazuje im nieustannie ukazywać siebie jako istoty wyższe aniżeli inni członkowie społeczeństwa. Napuszone, patetycznie wzniosłe miny, o posągowej fizjognomii komicznie naśladującej pomniki i obrazy, mają pokazywać pozostałym ludziom nadrzędność ich autorytetu i mądrości, co jednocześnie - w ich mniemaniu - powinno dawać im prawo do podejmowania decyzji za innych. W swoich oczach nie są oni podobni ludziom, lecz aniołom, które zostały zesłane przez kogoś tam (Bóg nie jest już "w modzie") by niosły ludzkości oświecenie za pomocą swych górolotnych cytatów i wzniosłych słów. Komizm ten, o dziwo, nie znajduje w ludzkości śmiechu lecz prawdziwą cześć. "Jeżeli ten człowiek tak mówi, to tak musi być!" - krzyczą Ci do ucha fanatycy, wywrzaskując dalej "nie kwestionuj, boś za mały aby zdanie takiego wielkiego człowieka podważać! Jak śmiesz!". Istna sekta wariatów, ogarów, czy też może psów pasterskich, które pilnują by żadna owieczka nie zboczyła z wytyczonej ścieżki, ani nie rozmyślała zbytnio nad jej sensem. Zadziwiające jak skuteczna jest cyrkowa tresura ludzi za pomocą propagandy i najniższych instynktów. Owi "akolici" gotowi są, bez żadnej zachęty ze strony swych przywódców, zetrzeć w proch tych, którzy kwestionują ich sacrum, podważając święte dogmaty "wiary" i autorytet jej "kapłanów", jednocześnie samemu szydząc z religijnych dewotów, których są lustrzanym odbiciem - ślepo zapatrzeni w swoich przywódców z rękami złożonymi jak do modlitwy, klęczą na posadzce z otwartymi uszami, chłonąc "mądre słowa" i oddając hołd. Rozchylone usta, wargi drgają, w oczach gromadzą się łzy wzruszenia - "wspaniałe! wspaniałe!" - rozlega się rzęsista burza oklasków po cudownym przemówieniu! Chóralny okrzyk zachwytu, istna ekstaza inteligentów, a może tylko tych, którzy ich udają, czy też zastępują po leśnej rzezi. "Jakie to mądre!" - szepczą z podnietą jedni. "A jakie doniosłe!" - wtórują drudzy, "Sens życia został nam objawiony!" - krzyczą jeszcze inni. Cóż rzec, wlew mądrości do ich głów został dokonany. Potok wierzeń, rwąca rzeka inteligencji wpływa prosto do ich otwartych czaszek, przydając im inteligencji, przynajmniej w ich mniemaniu. Idealna to symbioza między głupcami i ich Panami - ci zyskują we własnych oczach, a tamci w monetach, władzy i wielkości, rosnąc aż do nieba - istne olbrzymy nadętej niczym balon opinii. Ale nie próbuj! Nie próbuj kwestionować, pytać! Zlinczują Cię jak najgorszego przestępcę, rzucając z nienawiścią kamieniami pozbawią życia. Nie waż się! Nie waż się podważać zdania lepszych od Ciebie - bogatszych, ze wspanialszym życiorysem, sławnych! Tyś jedynie włóczęga, poszukujący sensu, który oni już dawno znają boć im wskazano go palcem, a oni przyjęli do swych serc i mózgów. Tacy jak Ty burzą spokój świata i duszy, są wyrzutem sumienia, który osłabia "jedyną słuszną wiarę", siejąc w duszach ziarno wątpliwości, zmuszając do pytań. Milczenie lub śmierć! Milczenie lub śmierć! Milczenie lub śmierć! - wrzeszczą rozjuszone tłumy ku bluźniercy, szaleniec na "kapłanów" się poważył! Bzdurą nazwał ich słowa! - nie posiada się masa z oburzenia, układając stos... Wierzą ludzie, utuleni do snu przez czułe słowa swych wodzirejów, w najróżniejsze "prawdy objawione" i dogmaty. Zachwycają próżnymi frazesami i pustą mową tych, których za wielkich uznają - boć przecież wybitni ludzie bredzić nie mogą! - przyjmując ich poglądy jako swoje własne, choćby infantylne i zakłamane były aż do szpiku kości. Wtłoczeni w tryby potężnej propagandowej machiny nie umieją rozróżnić już zła i dobra, wielbiąc fałszywe przekonanie o "odcieniach szarości" lub "wielobarwnym świecie", szukając usprawiedliwienia dla swej obojętności. Trochę źli, a trochę dobrzy, zupełnie jak ten mąż bijący żonę, ale udzielający się charytatywnie - trochę zły, ale też trochę dobry. I już nie wiesz czy to bestia z ludzkim odruchem, czy człowiek z odruchami bestii. Patrzą na Ciebie z nienawiścią, heretyku, nędzny łazęgo bez domu, wichrzycielu. A tyś jest jedynie jednym z tych, których dłoń niegdyś uraziła się o spalony kamień.
  5. „Roztropność” Strojne w szaty mędrców, obradują gadające głowy, Marsowe miny, pouczający ton, To współczesny Platon z dzisiejszym Sokratesem, toczą jałowy spór. Płynie strumień słów, szumi rwący potok rad dobrych I myśli jeszcze lepszych. W ciemnej jaskini, Płynie niczym rzeka, morze bezpamięci, dryfują ludzkości koleje, ludzkie zderzają losy, ten bogaty, ten biedny, ten głupi, a tamten mądry. ten umarł bezpotomnie, ten posiada dzieci bez liku, ten żył po pańsku, żebrakiem umierając, ten skonał nędzarzem, żywym pozostając, ten gromadził, a tamten tworzył światy, malując słowem obrazy, marzenia banalne, opowieść wyrytą na samotnym drzewie, przez wieczność ukołysany cichą ptasią śpiewaneczką. Dla tych największych nie ma bowiem laudacji, nie ma kwiatów, Brak jest okrzyków, nie ma dlań wiwatów, Umierają w znoju, trudzie, Odchodzą w ciszy, Zapomniani, ośmieszeni, w brudzie, Wiekopomne ich dzieła, wbrew ciałom nędznym, dawno ulecianym, Będą trwać przez pokolenia, A duch prowadzić będzie ludzkość przez dziejów mroki, duchowym lampionem, trzymanym przezroczystą dłonią, rozświetlając zimnych głazów czerń, kamienistą wskazując ścieżkę odważnym Lecz oni sami proch i pamięć, ledwie rysunek naskalny, Cichy szept kart historii, przewracanych wiatrem czasu, muśniętym dłonią anioła. Niebiańskim naznaczeni symbolem, przez Boga uczynieni drogowskazem, wiodą nas ku przeznaczeniu.
  6. Pięknie, zwiewnie i wiosennie :) Krótko, zwięźle i klimatycznie. :)
  7. Dziękuję za ocenę :) faktycznie gdy go teraz czytam, także wydaje mi się daleki od ideału, inwersji zbyt dużo rzeczywiście. Popracuje jeszcze nad nim. Dziękuję. I również Pozdrawiam :)
  8. Rafal86

    Drogowskaz

    Dziękuję za ocenę i miło mi słyszeć takie słowa :) Faktycznie jest to proza poetycka, nie orientuję się jeszcze zbyt dobrze w działach tego forum, następnym razem postaram się temat umieścić we właściwym miejscu. Pozdrawiam :) Rafał
  9. W prezencie - ciarki przechodzą !
  10. Na podstawie "Anhelli", autor: Jerzy Czech. Zło dobrem Kłamstwo prawdą Niewola wolnością Zwierzęta ludźmi Krew wodą Pustynia łąką pełną drzew i kwiatów Absurd rozsądkiem Ateizm wiarą Bieda bogactwem Śmierć życiem Psem człowiek Pustka pełnią Świat kłamców Oto gdzie mieszkamy, żyjąc Na pozór normalnie, Udając obojętność, bezduszni W ciągłej gonitwie trwając, Zagubiwszy duszę gdzieś po drodze Podobni szczurom, Odpadkami się żywiąc i obłudy okruchami. Pędzimy w pustkę, nicości pragnąc Karmieni iluzją Nie ma w nas zła, ani dobra, Zgubieni na wieki, Oczy zasnute bielmem Ciała mgłą spowite Żyjemy, podobni duchom w świecie umarłych Za Życia Zgnij Anhelli, W białej swej mogile Daleko Umrzyj cnoto, Zdechnij prawdo, Zgiń, przepadnij, duchu czysty Na takie starocie Nie ma już tutaj miejsca
  11. Rafal86

    Drogowskaz

    Miło więc Cię poznać Rafał :) Ukłony!
  12. Rafal86

    Drogowskaz

    Witaj :) Sądząc po pięknych utworach i życzliwych forumowiczach - z pewnością rozgoszczę się tu na dobre. Owszem, wspinanie się, to oznaka chęci dalszego rozwoju pasji, w moim przypadku. Patyczek, muszę ze wstydem przyznać ;), jest fragmentem "Kołatki" Zbigniewa Herberta, nie mogłem się jednakże oprzeć wstawieniu go w swój utwór, głównie ze względu na moją fascynację Herbertem (można by rzec iż jestem Herbertoholikiem ;) ), no i oczywiście fakt - iż ten niewielki fragmencik pasuje tu jak ulał - rozumiem go dokładnie tak samo jak Ty, i w jakim założeniu (przynajmniej tak myślę) rozumiał go Herbert. Dziękuję za miłe powitanie i życzę sukcesów :) Bardzo dziękuje za ten utwór - faktycznie super oddaje dokładnie to co miałem na myśli, sądzę iż niejednokrotnie będę do wyżej zacytowanego przez Ciebie utworu będę wracał, ponieważ napisany jest fantastycznie :) Jak mawiała moja nauczycielka od matematyki - czasem trzeba stanąć dalej od tablicy, by dostrzec całe równanie. Była to naprawdę mądra, sympatyczna babeczka, dużo nas nauczyła, nie tylko z matmy, ale i życia. Dziękuję za utwór, nie znałem go :) Uchylając kapelusza, kłaniam się nisko Panu i Pani! Dobranoc :)
  13. Rafal86

    Drogowskaz

    Witajcie, Tak to już w życiu bywa, czy to w tworzeniu listu, czy też nawiązywaniu nowych kontaktów i znajomości, iż najtrudniejszy jest zawsze początek. Błagam o wybaczenie, za uraczenie szanownych czytelników, tym nudnym wstępem. Mam na imię Rafał, trochę lat już za mną i, mam nadzieję, trochę przede mną, w roku pańskim 2019 ukończę lat trzydzieści trzy! Rycerz tchórzliwy, bohater od święta…ups to chyba nie tutaj! Cóż przywiodło mnie, podróżnika, tak daleko od sprawdzonych szos? Chyba wiatr… i ta myśl, myśl iż zmian nadszedł już czas! Uśmiech na twarzy, pogodne usposobienie, oraz zwyczajna ludzka życzliwość zjednały mi przyjaciół niewielką, wesołą, kompanię. Nieznaczne pchnięcie dłoni, niewielki, nic nie znaczący dotyk, taką rolę w tym, dla dzieci, przedstawieniu dziś mam. Mówię jednym - „idź tam”, pokazując palcem wąska dróżkę, „prosto, na lewo i do góry” - tłumaczę innym. „Tup, tup, tup” przebierają nóżkami za moją radą, drepcąc dziarsko, z uniesionym czołem i zadowoloną miną. Wszyscy razem, każdy sam, jedni tu, a drudzy tam! Czemu więc, wypełniając powierzone mi zadanie należycie i z pasją, przychodzę do was z owym wynurzeniem? Co ja właściwie tu robię, drapię się po głowie? I w ogóle cóż to za barbarzyńskie obyczaje by drogowskaz chodzić chciał? Ktoż to widział, cóż to za żart? Chryste Panie! Cóż…co? Jakie wyzwanie? Nowe ścieżki i zadania? Czegóż szukasz, nieludzka istoto? Ukrytego skarbu piratów, a może życia sensu? Otóż poszukuję nowych trudów i kolejnych dróg, które powiodą mnie na moją maleńką górę, ten pagóreczek niewielki (a może całkiem spory, któż by to wiedzieć mógł!) wciąż jeszcze nieodkryty, w dalszym ciągu niezdobyty przeze mnie. Wspinając się mozolnie i z trudem, wyglądam wyciągniętej, pomocnej dłoni bardziej doświadczonych alpinistów, mogących wskazać kierunek mego snu, czy podasz mi ją przyjacielu? A jakiż on właściwie jest? Ten sen? Po prawdzie nic nie znaczący, bardzo niewyniosły i zwyczajny, jak ten oto przynudzający list, leżący przed wami. Ot, zwykła iluzja marzyciela. Chciałbym umrzeć pozostawiwszy coś po sobie, chociaż to jedno zdanie, czy nawet jedno słowo, które ktoś kiedyś może odczyta (jak mu się będzie chciało). Pragnąłbym osiągnąć mój szczyt, nie dlatego by spoglądać na innych z wysoka, lecz aby spojrzeć w dół na piękno dolin zielonych, dostrzec ich zarys, móc ujrzeć szeroki horyzont ludzi i ich zwykłych, niezwykłych opowieści. Cóż mogę zaoferować w zamian, za ów silny chwyt ręki, ciągnącej mnie w górę, w stronę nieznanego przeznaczenia? Doświadczenie mam mizerne, rymów też napisać nie potrafię, nędzny poeta bez wyrazu, podobnych temu traktatów czy utworów, spoczywających na dnie szuflady i dziś już zakurzonych, napisałem może kilkadziesiąt albo kilkanaście, któż by to spamiętał? Właściwie zatem? Co tu robię? Czy przybywam z dłońmi, nie skrywającymi żadnych tajemnic? Goły niczym święty turecki, przysłowiowy? Otóż nie! Niosę w nich bagaże pełne swych, ubranych w słowa przemyśleń, pomysłów, pasji i doświadczeń. Śniący o wędrówkach, odkryciach i poznaniu, zakochany w sztuce, filozofii, poezji i ludzkości losu kolejach, przez większość jako historia znanych, nie wystrzegam się innych sentymentów i słabości, bardziej teraźniejszych i ważnych - nie obce mi światopoglądu czy ideałów dylematy. Przynoszę ze sobą również spojrzenie pełne nadziei, optymizmu i uśmiechu, oddając do dyspozycji swe usługi i wyobraźnię, marzenia drewnianej deski moja wyobraźnia 
to kawałek deski 
a za cały instrument
 mam drewniany patyk 
 uderzam w deskę 
a ona mi odpowiada
 tak – tak 
nie – nie Kłaniam się nisko, Najmocniej przepraszając, za skradziony czas, licząc na łaskę i uśmiech wasz,
×
×
  • Dodaj nową pozycję...