kiedyś nie chciałam, lecz teraz już wierzę
że miło się siedzi nad pustym talerzem
nietknięta zarazą biel porcelany
roztacza widoczek jak malowany
obraz wyśnionej bliskiej przyszłości
tytuł obrazu: skóra i kości
miło wciąż czuć że się ma zimne ręce
wychodzić z domu w krótkiej sukience
tak miło jest w końcu wygrzebać się z cienia
i w oczach dostrzegać ten błysk przerażenia
(a niech się boją, są obrzydliwi
są brudni skażeni za bardzo żywi)
i czuć się lekko jak biały motylek
odlatujący w niebyt co chwilę
element zbyteczny to mnogość głosów
uciszmy je garścią wypadłych włosów
hamują nasz pociąg ku pięknej przyszłości
następna stacja: skóra i kości
tak miło jest patrzeć codziennie w lustro
gdzie było pełno - dzisiaj jest pusto
wciąż tyle mieć miejsca choć ścieżka się zwęża
i wciąż tracić balast i wciąż gubić ciężar
miło gdy żebra wystają tak ładnie
biały motylek już nigdy nie spadnie
zawieszać poczucie winy na twarzy
a w środku o stacji następnej marzyć
spojrzenie odrazy na ścianach duszy
skrapla się tylko, niczego nie ruszy
i każda dusza rozpływa się w sobie
kolejnym kaloriom tańczy na grobie
i każda ci powie, że jak ma być szczera,
to czuje się piękna.
i chuj, że umiera