Szklany klosz, którego zbieram kawałki,
Niegdyś osłaniał moje uczucia.
Kaleczę ręce unosząc kolejne skrawki,
Lecz dzielnie znoszę ukłucia.
Walczę za przeźroczystą zasłonę,
Z której od tak zdarto kolor.
Walczę za prowizoryczną ochronę,
Przed moją największą zmorą.