Tumany kurzu po bitwie upadły.
Jawi się on - zwycięzca.
Obmył ręce
z krwi
czystej,
jak woda w górskim strumieniu.
Uciszył płacz,
krzyk.
Tak głośny,
że zmarłych pobudził.
Nie przyjmuje gratulacji,
chce uciec,
oddalić się jak najszybciej.
Podniósł swą fletnię
obryzganą.
Krwią,
czystą
jak woda w górskim strumieniu.
I odszedł,
nie patrząc już nigdy za siebie.