Chodnik żywi się szybkimi krokami
To szklane miasto nie śpi na ławce
Nie patrzy w którą stronę płyną chmury
Światła zapalają się do snu a nocą się pracuje
Uspokajam się, zaspokajam się, jem na szybko
W papierowych słowach grymas atramentu
Przewidywalne nasze twarze na przystankach
odwracamy się od siebie nie ma nas jest masa
A gdy zamykam się w sobie, gdy na chwilę znikam
Wszystko ucieka do ciepłych łzawych żalów
za utraconą beztroską siłą życia pożądaną przez te twarze
z klepsydrami w oczach