Chodzę po podłodze zalanej krwią, sączącą się z wyobrażeń.
Nie uciekniesz, choćbyś nie wiem jak szybko biegła.
Przemycasz kilka zwojów, na których zamazujesz symbole i imiona.
Poruszasz się, nie robiąc ani kroku wstecz.
Składasz ofiarę oddalenia.
Wrzaski i krzyki pełzają po szkle bez echa i drgań.
Legitymują Cię surowym niedostrzeganiem.
Nigdy nie użwaj cyfr. Po prostu błagaj.
Powietrze w końcu zakopie Ci ręce. Wrócę, by zabrać całą resztę