a potem spostrzegłem, że to wszystko iluzja, że most
nie istnieje, że lustro kłamie, nawet, kiedy mówi prawdę,
i że słowa równają inne słowa
z podłożem, a maski zabijają, wyławiane na zewnątrz
szczerzą się jak chore jak poślinione szaleństwo
stają się brzydsze niż myśli, przede wszystkim upraszczają
całą prawdę
obrzydzają Blask, i nieważne, kto ma rację, bo nie ma jej nikt,
ważne, byśmy dla siebie w środku wyglądali za dobrze,
otóż, to się zdarza
tak jest.
tylko szkoda słonecznych chwil, promieni sunących przez szkielet dłuta
szkoda całego próbowania się
z prawdomównym przeczuciem, które jest tutaj, najbliżej, najskromniej naszego oddechu
plącze nam maski
wszystkie zdawania się. bo przecież chcemy wyjść ubrani
najlepiej jak myślimy i
Być w całej okazałości
w całym prześwicie wewnętrznej pewności, bez łupin
z rękami na widoku z ciałem na wierzchu
w całej swobodzie ulepionego Prawa.
konieczni w słowach, dokładni w myślach.