Wiersze o samotności

Wiersze o samotności

Samotność to właściwie od zawsze jeden z częściej podejmowanych tematów, zarówno przez poetów i prozaików, jak też chociażby filozofów. Nic dziwnego, ponieważ często mówi się, iż ludzie pióra pozostają samotni, nawet jeśli w jakimś stopniu partycypują w tzw. życiu społecznym. Nie należą do rzadkości również teorie, podług których prawdziwa literatura może rodzić się tylko z samotności.

Lista autorów, którzy, na różne sposoby oraz z różnych perspektyw, podejmowali temat samotności jest naprawdę długa. Przynależą tutaj chociażby takie nazwisko, jak Rainer Maria Rilke, Jonasz Kofta, Bruno Schulz, Fernando Pessoa, Emil Cioran czy Fryderyk Nietzsche.

Bez wątpienia, jednym z najpiękniejszych utworów poświęconych poczuciu osamotnienia w świecie jest wiersz pt. "Samotność" Rainera Marii Rilkego:
Samotność jest jak deszcz.
Z morza powstaje, aby spotkać zmierzch;
z równin niezmiernie szerokich, dalekich,
w rozległe niebo nieustannie wrasta.
Dopiero z nieba opada na miasta.

Mży nieuchwytnie w godzinach przedświtu,
kiedy ulice biegną witać ranek,
i kiedy ciała, nie znalazłszy nic,
od siebie odsuwają się rozczarowane;
i kiedy ludzie, co się nienawidzą,
spać muszą razem - bardziej jeszcze sami:

samotność płynie całymi rzekami.

Już na pierwszy rzut oka widać tutaj charakterystyczne dla poezji Rilkego przenikanie się pejzaży, natury oraz stanów egzystencjalnych. Samotność jest niejako zawarta w świecie("Z morza powstaje, aby spotkać zmierzch"), jednocześnie jednak obejmuje sobie istnienie ludzkie, jako nierozerwalnie włączone w świat, podległe jego prawom.

i kiedy ciała, nie znalazłszy nic,
od siebie odsuwają się rozczarowane;

Jest to pesymistyczna wizja miłości romantycznej, w której poeci nierzadko szukają wybawienia od samotności. Przypomina się tutaj od razu piękny wiersz Leśmiana "Dzień skrzydlaty" z frazą:
I już odtąd na zawsze przemilczeliśmy siebie,
A świat znów się stał - światem... I czas płynął po niebie.

Nie sposób tutaj nie zacytować także Fernando Pessoi z jego "Księgi niepokoju": "Każdy z nas jest drobiną pyłu, którą unosi wiatr życia, aby potem rzucić na ziemię. Musimy znaleźć sobie podporę, aby podać naszą dłoń cudzej dłoni, bo chwila jest zawsze niepewna, niebo zawsze dalekie, a życie zawsze obce".

Widzimy, iż samotność egzystencjalna, poczucie osamotnienia w świecie nie znajduje rozwiązania. Nawet miłość, w której często szukamy "podpory" ostatecznie nie okazuje się remedium na samotność. Można tutaj oczywiście zapytać, na ile owo- tak charakterystyczne dla drugiej połowy XIX oraz całości XX stulecia- poczucie osamotnienia wiąże się z tym, co Max Webber nazwał "odczarowaniem świata" albo też z nietzscheańską "śmiercią Boga". Jak wiadomo, Czesław Miłosz przez długi czas zmagał się z poczuciem pustki świata, aby w końcu osiągnąć stan "tomistycznej afirmacji Bytu", sygnalizowany jednak już znacznie wcześniej w pięknym wierszu "Mittelbergheim", "wierszu rekonwalescencji", jak mówił sam Miłosz, dedykowanym Stanisłowawi Vincenzowi.

Przezwyciężenie osamotnienia przez wiarę religijną było udziałem wielu poetów, nie tylko Miłosza. W końcu to właśnie poprzez religię zyskujemy poczucie "zadomowienia się w świecie", jest ona jak pisał Stanisław Vincenz "wszczepieniem czułego nerwu, jakim jest człowiek, w system nerwowy świata".

Jednocześnie jednak wiara religijna nie jest przecież osiągalna dla wszystkich. Nawet sam Miguel de Unamuno z jego sławnym "querer creer"("chcieć wierzyć") ostatecznie nie był w stanie spotkać Boga.

Z innej strony natomiast, znajdziemy również i takie wiersze o samotności, które ów stan zachwalają, niekiedy nawet starając się uczynić z samotności fundament ludzkiego istnienia i źródło siły. Inną formą przezwyciężenia(lub też pozornego przezwyciężenia) samotności znajdziemy chociażby w wierszu zatytułowanym "Nie umiem być sam" Jonasza Kofty. Tutaj autor również co prawda pisze o "pustym niebie", jednak jak się wydaje, remedium na samotność miałoby być życie społeczne, "inni ludzie", swego rodzaju zatracenie się w życiu społecznym. Kofta porównuje tutaj samotność do "nieznośnej ciszy", zaś lekarstwem miałby być "mocny dźwięk" i "mocny rytm", czyli "uśmiechy wielu twarzy", a więc ostatecznie Ludzie. Trudno jednakowoż oprzeć się wrażeniu, że jest to wizja nihilistyczna: samotność nie tyle zostaje tutaj "zażegnana", co raczej "zagłuszona".

W ten sposób Kofta z pewnością nie wpisuje się w nurt szeroko pojętej myśli egzystencjalnej, która kładła nacisk na autentyczność ludzkiego istnienia oraz szczere i rzetelne przeżywanie świata. Jeśli już, można tutaj dostrzec pewien współdźwięk z postmodernizmem, z teorią istnienia ludzkiego jako "gry", z próbą "unieważnienia podstawowych figur ludzkiej egzystencji".

Co jednak ostatecznie stanowi lepszy wybór? Konfrontacja ze światem w myśl słów Nietschego "Ze wszystkiego, co kiedykolwiek napisano, to jedynie miłuję, co krwią było pisane", czy też szukanie ucieczki i schronienia, czy to w "społeczeństwo", czy też "racjonalizm" lub którąś z innych form, pozwalających nam zapomnieć o naszej kondycji egzystencjalnej oraz tym, iż ludzkie istnienia jest zawsze Istnieniem Wobec Otchłani zaś życie "zawsze kończy się porażką".