Mój pogrzeb

Autor:

Posadzicie na kozioł sługusa
Odzianego w czarny strój żałobny,
Wybierzecie mi drabiniak, zdobny
W oleandry, kaktusy i palmy,
I pojedziecie kłusa!

Na nic mi wasze uroczyste psalmy,
Modły do Jahwy albo do Chrystusa.
Na nic mi pompa ceremonii wszelkich,
Obejdę się bez płaczów i zawodzeń wielkich,
Wolę, zaprawdę, byście mnie chowali
Z wielką radością i kabaretowo:
Aby grajkowie Ha-ca-ca mi grali,
A wy – z kwiatami umajoną głową –
Drobnym truchcikiem bieżcie przez ulice
Weselem mając uśmiechnione lice.

Na każdym rogu niechaj wisi afisz
Z napisem, złotą farbą drukowanym:
„J. Tuwim umarł”. Mówił przecie Staff, iż
„Dzielnym śmierć będzie świętem i niedzielą”.

Więc złoty napis na mojej klepsydrze
Niech świeci w słońcu blaskiem roześmianym!
Bo i cóż? Komu śmierć mnie z życia wydrze?
Zresztą… nie o tym chciałbym w testamencie
Mówić, lecz o mym pogrzebowym święcie.

Pójdą posłańcy, kelnerzy, artyści,
Dziewczęta, dziewki oraz przyjaciele,
Swą delegację przyślą futuryści,
Za nimi – różnych bezimieńców wiele,
A potem tłumy – moi wierzyciele.

I tylko w końcu ujrzycie zapewne
Dwa chudobiątka, gorzkie łzy roniące,
Chlipiące śmiesznie, jak gdyby krzyczące
Wzrokiem spuszczonym: „O skonanie rzewne,
Któreś nam wzięło brata najmilszego!”
Zaprawdę mówię: jest im płakać czego!
Wiedzcie, to duchy, którym ojciec kona:
Piotra Płaskina i Izaka Kona.

Czytaj dalej: Do prostego człowieka - Julian Tuwim