Zachwycenia

Bo mój Stworzyciel znalazł mię na ziemi

I napadł w nocy ogniami złotemi...



Bo Pan, mówiący w objawieniu: Jestem,

Napadł mię w ogniach z trzaskiem i szelestem.



Przetoż się, Panie, wiecznie upokorzę

Pomnąc na ono płomieniste łoże.



Gdy Pan nade mną stał w ognia oponach,

Gdym był jak ptaszek w Pana mego szponach,



Gdy stał nade mną jak ogień straszliwy,

Kiedym się w strachu sądził już nieżywy -



Dlaczegoż bym się, o Panie, zapierał,

Żem drżał i cały z przestrachu umierał...



Dlaczegoż bym się miał zapierać strachu,

Żem drżał jak listek w Pana mego gmachu?



Takiej bojaźni bym nie doznał, Panie,

Choćbym się dostał pod mieczów ścinanie.



Choćbym czuł w sobie to, co ludzie święci,

Tak bym nie stracił wiedzy i pamięci.



Przywalon byłem twéj lekkości skałą,

Serce jak ptaszek zlękniony latało.



Światłem zalały się moje alkierze,

A jam był porwan jako lekkie pierze.



I przez wiatr lekki, i przez szelest święty

Byłem pochwycon, a z łoża nie zdjęty.

Czytaj dalej: Jasna kolęda - Juliusz Słowacki