Deszcz płacze; ciemno; księżyc w gęstych chmur kałuży
Utonął kędyś, topiąc oczy elektryczne;
Powiewne mgły po ścieżkach zamoczonych wzgórzy
Błądzą niby w koszulach panny lunatyczne.
Jest dom u stóp pagórka tajemniczo siadły,
Bez światła i bez głosu, bez śladu opieki...
Okieniczne na okna zasłony upadły,
Jak na oczy marzące zmęczone powieki.
Deszcz płacze jako serce dojrzałej kobiety,
Gdy helijotropawe żegnać ma kochanie;
A cały świat, duszącą wilgocią okryty,
Sposępniał w urywane zasłuchany łkanie.
A postać jakaś dziwna, cała zakwefiona,
Cichutko puka w domu milczącego bramę
I czeka, i znów puka, i czeka stulona,
Zlewając się z pomrokiem w jednę smutną plamę.