Księżyc

Kto cię zawiesił w niebios przestworzu,
Pośród obłocznych gniazd?
Kto ci rozkazał pływać po morzu,
Pełnem wysepek-gwiazd?

Kto cię rozpalił, srebrna latarnio,
I ziemi kazał strzedz,
I obojętnie ponad męczarnią
I szczęściem ludzkiem biedz?

W noc często, piękna, blada ty kulo,
Patrzę, jak niebem gnasz,
Czyś jasna, czysta, czy mgły otulą
Twą jaśniejącą twarz.

I myślę sobie: twój lot bez końca —
Marny to, próżny trud,
I nędza twa od innych tysiąca
Nie różna nędznych złud.

Wciąż naprzód biegniesz, a w miejscu-ś stale,
Bo szlak twój — błędny krąg,
I dzikie w sercu mem wstają żale,
Że człek też mrze śród mąk.

Za wymarzonym swym ideałem
Pośpiesza, co ma sił,
Wreszcie stanąwszy, okiem omdlałem
Poznaje: już tu był.

Więc droga jego — w zaklętem kole?
Więc mknie — gdzie — nie wie sam?...
I serce żrą mu straszliwe bole,
A ja z nim razem łkam.

*

Toż i na ciebie z współczuciem patrzę,
Księżycu biedny ty!
Lecz może ty masz serce bogatsze
W nadzieję, albo w łzy...

Czytaj dalej: W snach - Zenon Przesmycki