Zaklęci rycerze

Głęboko pod kurhanem
Zaklęci śpią rycerze.
Wiatr tylko z oceanem
Burzanów, ziół ich strzeże.

Spokojnie śpią śród stepu.
Ze świstem pełznie gad
Z głębokich jam czerepu,
Za wiatrem gnie się kwiat.

Źórawie długim szlakiem
Pieśń nucą pożegnania.
Wiatr szybkolotnym ptakiem
Po stepach się ugania.

Pochyla traw, ziół kiście,
Żałośnie, tęskno łka
I, miotąc zwiędłe liście,
Symfonię smutku gra.

Niejasne budzi szmery,
Podzwania dziwnem echem,
Przeczuciem lepszej ery —
I nędz szyderczym śmiechem.

Noc spada. Słońce gaśnie.
Miesiąca wschodzi krąg.
Dokoła tańczą baśnie,
Jak mgliste widma z łąk.

Dziad z lirą kroczy stary,
Odgłosy chwyta uchem
I, cudem prostej wiary,
Ożywia je swym duchem.

Pieśń tęskna z ust mu płynie
O sławie dawnych dni —
I w sinej dali ginie,
W stepowe wsiąka mgły.

I cisza znów się święci
W przestworzu nieprzejrzanem.
Spokojnie śpią zaklęci
Rycerze pod kurhanem.

Śpią tak bez przebudzenia
Od dawnych, dawnych lat.
Wkoło się wszystko zmienia,
Przetwarza się nasz świat.

Po stopniach ludzkość kroczy
Do jasnej prawdy słońca,
Za mgłą nie biegną oczy,
Półzmroki duch odtrąca.

Posępne zwątpień żmije
Jad w serca sączą swój.
Człek dziś praktycznie żyje,
Śmieszy go widem rój.

Czarowne sny, powieści
Nie nęcą dziś już tłumów —
I uszu ich nie pieści
Tajemnych echo szumów.

Przemija wiara w cuda.
Odarta z barwnych szat,
Kryje się podań złuda
W wieśniaczych głębi chat.

Wygnana z miast, ucieka
Na pierś serdeczną ludu.
Ten jeszcze rana czeka,
Ten jeszcze czeka cudu.

Ten wierzy w przyszłość słodką,
W radosny, szczęsny czas,
I baśni starej zwrotką
Rozjaśnia zwątpień las.

*

Ot, wieczornica! — W szumie
Wrzecion brzmi piosnka miła,
Przy tęsknej, rzewnej dumie
Budzi się wspomnień siła.

I lecą baśnie, czary,
Podania, gadki, sny,
Aż gęślarz wstaje stary,
Wzruszeniem głos mu drży.

I pieśń prastarą pieje
O kraju, w którym wiatry
Hulały i zawieje
Od Bałtu aż po Tatry.

Źle było! Skałę stali
Wśród tych zawieruch, burz,
Rycerze w stali cali,
W świt wierząc przyszłych zórz.

Lecz zwolna zrąb się chylił
Budowy do upadku,
I puszczyk głucho kwilił
Na chwiejnym maszcie statku.

Już w sercach wszech zwycięzki
Spodlenia sztandar wiał,
Waliły się wciąż klęski,
Jak straszne złomy skał.

W bezsilnych jęków toni
Ginęły mężnych głosy,
Nikt nie chciał podnieść broni,
Zdano swój los na losy.

I przyszła śmierć. W straszliwej
Godzinie, gdy kraj marł,
Widziała ziemia dziwy,
Rój chmurnych widm i mar.

Księżyc się ćmi, a słońce
Płomiennem wschodzi okiem,
Co ranek stepy drżące
Krew leją z traw potokiem.

Posępne jakieś szumy
I echa trwożą lud,
Widziadeł krwawych tłumy
Powstają z mogił, z wód.

Złowieszcze, nocne ptaki
Dzikiemi krzyczą głosy,
Mdłe chylą się bodiaki,
Strząsając krwawe rosy.

Rycerze w stal odziani
Jak wicher gnają w dal,
Wkoło nich się bałwani
Step na kształt morskich fal.

Migają błyskawicą,
Pochmurni, cisi, smętni,
Oczy im bólem świecą,
Pod końmi ziemia tętni.

Mkną tak. Od żniwa chłopek
Za nimi patrzy w ślad,
Porzucił złoty snopek,
A świat mu w oczach zbladł.

On nie wie, nie pojmuje,
Jakie w nim wstają burze,
Lecz sercem dobrze czuje,
Że słońce znikło w chmurze,

Że jakiś wróg-morderca
Radośnie śmieje się,
Że jakieś pękły serca,
Że na śmierć huf ten mknie.

Więc okiem ich prowadzi,
Choć giną już w pomroce,
A orszak w dal wciąż sadzi,
Dnie pędzą tak i noce.

Widzą ich gwiazdy, ranem
Witają blaski zórz —
Aż wreszcie przed kurhanem
Stanęli, świadkiem burz.

W półkrąg się rozwinęli,
Zawiedli pieśń żałosną,
Wzywając krzywd mścicieli,
Za przyszłą tęskniąc wiosną.

Proporce głucho wiały,
Wtórował skrzydeł szum,
A step odbrzmiewał cały
Echem ich tęsknych dum.

I ziemia się rozwarła.
Zamilkły wszystkie głosy,
Przyroda obumarła,
Zakryła mgła niebiosy.

Na tkliwą pierś macierzy,
W mogiłę marzeń, snów,
Zakutych w stal rycerzy
Powolnie zstąpił huf.

Na sen legł długi, długi,
Sen może nieprzespany...
Grób zamknął się. Lśnią smugi,
Zielenią się kurhany,

I cisza znów śród stepu.
Ze świstem pełznie gad
Z głębokich jam czerepu,
Za wiatrem gnie się kwiat.

Żórawie długim szlakiem
Pieśń nucą pożegnania,
Wiatr szybkolotnym ptakiem
Po stepach się ugania.

Posępnie wkoło, głucho.
Śród ech dalekich dum
Dosłyszy czasem ucho
Coś jakby skrzydeł szum,

Coś jak proporców wianie,
Coś jakby poszczęk broni... —
»Huf budzi się w kurhanie,
Wybawi nas, osłoni!« —

Tak szepczą sobie starzy,
I wnet wieść głucha mknie,
Lud cały zcicha gwarzy:
»Rycerze budzą się!

»Nadchodzi snadź dzień święty,
Wielkiego coś się stanie,
W kurhanie brzmią tententy
I trąb bojowych granie.«

I radość w całej ziemi,
Wesele, gwar, a ruch.
Za łzami gorącemi,
Budzi się rzeźwy duch.

I zwątpień nikną cienie:
»O Panie, Panie, Panie!
To może przebudzenie,
To może zmartwychwstanie!«

Mijają lata, wieki,
Wciąż przeczuć pełen lud,
Wciąż krwi się leją rzeki
Dla marzeń, snów i złud.

Napróżno! I straszliwa
Rozpacz żre wszystkie serca,
W nadziei wsze ogniwa
Zwątpienia rdza się wwierca.

I łańcuch się rozpada
Co chwila — i co krok
Zaguby mara blada
Przeraża błędny wzrok.

»Lecz ty« — tak kończy stary
Gęślarz — »o prosty ludu,
Swej silnej nic trać wiary,
Z nadzieją czekaj cudu.

»Bo przyjdzie, ja ci wieszczę,
Wspaniały, wielki dzień,
Ziemia się wstrząśnie jeszcze,
Tajemnych pełna drżeń.

»Rycerze w stal zakuci
Zbudzą się, huf ich wstanie,
Z nim sprawiedliwość wróci,
Nadejdzie zmartwychwstanie.«

I milknie głos pieśniarza,
Lud wraca do swych chat,
A idąc w głos powtarza
Treść jego słów i rad.

I każde pokolenie
W baśń ową święcie wierzy,
Czeka na przebudzenie
Zakutych w stal rycerzy.

*

O baśnie! w waszej toni
Przebłyska światło prawd,
Choć mgłą je gęstą słoni
Snów, widm i czarów haft.

Prastara mądrość ludów
W głębinach waszych żyje,
I, pod pokrywką cudów,
Myśl wielka w was się kryje.

Gdy wieszcz-myśliciel wkroczy
W zaklęty podań chram,

Blask mu olśniewa oczy
Od kryształowych bram.

A w wnętrzu czyste złoto,
Myślowa wieków praca.
Rzuciwszy ją, z tęsknotą
Znów pieśniarz do niej wraca.

I chciwie czyta runy,
I zdziera wieków pleśń,
Czy pod nią grzmią pioruny,
Czy słodka dźwięczy pieśń.

Do łona ziemi matki
Przykłada baczne ucho,
I bada jej zagadki,
I ciszę dziwną, głuchą.

Pochodnią myśli świeci,
Aż z mroków zalśni świt,
I z czarów, widm zamieci
Dobywa czysty myt.

Prawieków złote słowo,
Gdzie błyska prawdy ziarno,
Odziewa w szatę nową,
I ludzie doń się garną.

Dobrego chwalą siewcę
I błogosławią siew.

Czyż dziw? — O bracia-piewce,
Gęślarza skończmy śpiew!

Krótkiemi mówmy słowy,
Z natchnionym wszak polotem,
Niechaj nasz hymn surowy
Uderza ucho grzmotem:

»Popioły użyźniona,
Łez, krwi nosząca chrzest,
Da ziemia z swego łona
Lud — huf to śpiący jest.

W ciemnoty swej mogile
Oddawna on spoczywa,
Lecz wzrasta w niej na sile,
Bo dusza jego żywa.

Bo jego pierś gorąca
Czuć, myśli karmi sto,
Bo serce grzmiąc roztrąca
Mogiłę ciemną swą.

I przyjdzie dzień olbrzymi,
Ciemności świt rozbije,
Głosy milionowymi
Krzyk ozwie się: »Lud żyje!«

Potężne ducha tchnienie
Śpiącego zbudzi lwa,

I pierzchną mroczne cienie,
Lud swą moc poczuć da.

Jak wulkan, długie lata
Milczący, nagle bucha,
Tak pęknie grobu krata,
Rycerze wstaną ducha.

Przestaną być zagadką,
Jasnym się stanie cud:
Rodzinna gleba — matką,
Ojcem ich — prosty lud.

Nie z mieczmi, w stal zakuci,
Nowi ci woje wstaną,
Wiek ducha z nimi wróci,
Miłości błyśnie rano.

Świat przeżył się — i nudy,
Żal, przesyt dręczą nas;
Lud — prawdą swą — obłudy
Rozbije ciężki głaz.

Wyziębły serca wrzące,
Bez celu w dal pędzimy;
Ci nowej ery gońce
Rozpędzą zwątpień dymy.

Burzyliśmy wiek cały,
Któż nowy stawiał zrąb?

Lud nowe ideały,
Nowych da uczuć głąb.

On skarb ma niepojęty
W prostocie swej i wierze.
Tak — w piersi jego świętej
Zaklęci śpią rycerze.

On sercem świat odrodzi,
Skieruje w jasną dal.
Na ducha jego łodzi
Wypłyniem z mętnych fal.«

Czytaj dalej: W snach - Zenon Przesmycki