Wyklęci

Wszystko skończone już pomiędzy nami
o życie!
Odeszłoś z ciepłej rozkoszy dreszczami,
z mocą zatopień się jasnych w zachwycie;
wszystkoś zabrało, jak żniwiarz na polu,
oprócz możności: pamięci i holu.

To dwoje dróżbą jest wieczną człowieka
do końca.
Kiedy już w życiu niczego nie czeka,
w przeszłość myśl będzie grążyć się tęskniąca
i wywoływać szereg wspomnień tłumny
i także można cierpieć aż do trumny.

Tak dały bogi, które młodość biorą
przelotną,
a zostawiają ognie, które górą,
jak blade lampy w noc ciemną i słotną
i są parodją gorzką dawnej chwały
i mocv ognisk, co niegdyś gorzały.

Tak dały bogi i przyjąć to trzeba
z poddaniem...
Niech się więc innym uśmiechają nieba,
inni niech poją się oczekiwaniem
złotego jutra - - my mamy mogiłę
wspomnień i cierpieć zawsze świeżą siłę.

Wszystko skończone już pomiędzy nami
o życie!
Bądź zdrowe!... Żegnaj z pieśnią i kwiatami,
z szumem krwi młodej kipiącej w zachwycie,
a daj z dalekiej jeszcze patrzeć strony
na posąg boskiej piękności wcielony.

Oświeć go jasno jutrznio powstająca!
niech stoi
w całym przepychu, w całym blasku słońca - -
tam, u zamkniętych już życia podwoi,
niechaj się świeci jasnem światłem czoła
jak boski anioł wyklętym z kościoła.

Idźmy - z pamięcią i wiedzą, że może
przed nami
jest jeszcze mętów i goryczy morze,
ale że więcej z pieśnią i kwiatami
żadna się szczęsna wyspa nie wychyli,
żeśmy już z życiem rachunki skończyli.

Ah! Tak żal odejść... Jakże jeszcze blisko
podwoi
co wiodły w życia cudne uroczysko...
ów biały posąg jakże blisko stoi...
a jednak nic już nie zostaje w polu
oprócz możności: pamięci i bolu.

O wietrze!
ty więźniowi, tysiące mil od swego proga,
szumiąe u kraty od łez rdzawej i wilgotnej,
przynosisz wieści z domu... Jak tam żona droga
uczy dzieci imienia ojca, który więcej
nie wróci... Słyszy głos jej i szczebiot dziecięcy,
i płacz mu piersi chwyta straszny i zawrotny,
i o ścianę mu głowę rzuca straszna męka,
ale płacze - dlatego serce mu nie pęka.

W twoim szumie mu dzwoni dzwon z kościelnej wieży
na Anioł Pański - modlić klękają się ludzie - -
ty niesiesz szept modlitwy, niesiesz woń wieczerzy
spożywanej pospoicm, niesiesz to odległe,
dalekie, drogie życie, na zawsze odbiegło...

Niesiesz pól zapach swoich w obcą, smutną stronę.
piosenką swoją zabrzmisz w głuchej, niemej nudzie
przebiegłszy step niezmierny, pustki niezmierzone,
wody w bezkres rozlane... Ze skronią u kraty
więzień słucha, jak szumisz, i nozdrza otwiera,
czyś nic przyniósł mu trochę dymu z jego chaty,
czyś nie doniósł zapachu tej lipy w ogrodzie,
gdzie się rój pszczół na wiosnę każdorocznie zbiera...
czyś nic przyniósł tej woni, co krąży przy wodzie,
woń, co mu całe jego dzieciństwo przypomni,
jak usłyszana kiedyś, po latach, muzyka...

Szumi wiatr - jakby chłodną kładł mu dłoń na głowie - -
szumi wiatr - więzień oczy powoli zamyka - -
szumi wiatr - jakby jaśni szli skądś aniołowie - -
szumi wiatr - więzień zwolna niedoli zapomni...

Czaszką wsparty o kratę, z podniesioncm czołem,
z zamkniętemi oczyma słucha, jak wiatr szumi - -
szumi wiatr - - duszę więźnia napełnia aniołem - --
anioł skrzydła rozpostarł w wnętrzu jego duszy,
rozpacz i ból pod skrzydłem anielskiem się tłumi
i zachwycenie spływa na tę duszę biedną...

Szumi wiatr - - od łez zwilgłą kratę kaźni suszy - -
szumi wiatr - - szumi jedno, jedno, zawsze jedno...

Nie rzucajże się z krzykiem na piękno,
nie żądajcie, by czar w życiu znikł:
równie świętą jest i nieśmiertelną
Wenus Milo, jak Spartaka krzyk.

Wenus Milo w swoim majestacie
jest symbolem pierwszych potęg dwóch:
jedną: piękno dla twórczego ducha,
drugą: piękny, twórczy ludzki duch.

Laokona w wężowych oplotach
za ludzkiego bytu obraz mam;
Wenus Milo, piękna i spokojna,
jest snem duszy, która cierpi tam.

Jeden tylko jest sen ludzkiej duszy
choćby setkę zbiegła sennych dróg
i stu widzeń zalśniła się zjawą:
jeden tylko jest sen duszy: Bóg.

Walczyć, cierpieć, ginąć, jak Laokon,
Bóg nie może, bo nie byłby Bóg!
Wenus Milo patrzy sie spokojnie
naświat, co się piętrzy jej nóg.

Nie rzucajże się z krzykiem na piękno,
nie żądajcie, by czar w życiu znikł:
równie świętą jest i nieśmiertelną
Wenus Milo, jak Spartaka krzyk.

W twego ciała przecudownej czarze
życie kipi, jak złociste wino:
trzykroć, trzykroć ten będzie szczęśliwy,
komu dasz się nim upić, dziewczyno.

W twego ciała przecudownej głębi
oczy toną, jak w jeziora fali
i powrócić na słońce nie mogą
z ławic pereł i ławic korali.



Jak szlak, którędy snuj ii się łabędzie
twojemu sercu moje się podściela.

Niechaj się wszystko gęstą mgłą oprzędzie,
niech nic się swojcm nie zowie nazwiskiem,
nic, co istotne, niech nie będzie bliskiem,
co skryte, niech się strawi i spopiela -

jak szlak, którędy snują się łabędzie,
twojemu sercu moje się podściela.

Niechaj przeszłości dusz i ciał nic będzie,
niechaj nie będzie wiedzy ni pamięci,
niechaj się wszystko na nowo uświęci
jak się wiśniowy sad z wiosną zabieli -

jak szlak, którędy snują sic łabędzie,
twojemu sercu moje się podściela.

Niechaj dzień jeden, jedna chwila będzie,
gdy tyle tylko będzie w duszach życia,
ile jest w sercach w jednej chwili bicia,
ile się blasku z ócz do ócz odstrzelą -

jak szlak, którędy snują się łabędzic,
twojemu sercu moje się podściela.

Niechaj zostanie na zawsze, na wszędzie,
pamięć choć jednej, choć najkrótszej chwili,
kiedy się dusza tak ku duszy chyli,
że ich już istność ziemska nie rozdziela -

jak szlak, którędy snują się łabędzie,
twojemu sercu moje się podściela.

(idylli na cietrzewie w budce siedział,
patrząc, jak wschód się w zmroku żarzy:
myślałem, ty kameo biała,
o twojej cudnej, białej twarzy;

o tem, jak wszystko nas rozdziela,
i że ta przestrzeń nie zmaleje,
i jak nic ciebie nic obchodzi,
co się w mej duszy wnętrzu dzieje:

że cały mniej dla ciebie znaczę,
niż cień, co przeszedł ci przed oczy - -
wtem na gałązce, tuż koło mnie
siadł mały ptaszek w leśnej zmroczy..

Przebacz tej mojej śmiesznej mvsli -
przez jedną, krótką chwilę trwała -
myślałem, żeś mi tego ptaka
tam w pustkę przez sen ty przysłała.

Gdybyś ty była szklannem jeziorem
patrzałbym w toń twą przez całe życic;
gdybyś ty była zielonym borem
słuchałbym szumu twego w zachwycie;
gdybyś ty była pustka bezludna
dla ciebie świata zrzekłbym się śmiele;
gdybyś ty była śmiercią - o cudna! -
szedłbym do ciebie, jak na wesele.

Powiedzcie: gdyby człowiek się łamał
wielkiem cierpieniem.
czy ona mogłaby ból ukoić?
- Jednem spojrzeniem.

Powiedzcie: gdyby człowiek padł martwy
pod ciężkim głazem,
czy ona mogłaby z martwych wskrzesił
- Jednym wyrazem.

A gdyby człowiek duszę swą skalał
śmiertelnym grzechem,
erem ona czystość tej duszy wróci?
- Jednym uśmiechem.
* * *
Teraz ty powiedz, któremu dawno
wiosna nie dnieje:
czem ona twoją duszę zdobyła?
- Tem, że istnieje.

Szukam cię - a gdy cię widzę
udaję, że cię nie widzę.

Kocham cię - a gdy cię spotkam
udaję, że cię nie kocham.

Zginę przez ciebie - nim zginę
krzyknę, że ginę przypadkiem...

Niechaj jej niebo świeci błękitnie
nad głową w leśnej toni
jak czarodziejska paproć niech kwitnie,
jak lilja - pełna woni.

Niech jej najsłodszych ust się dotyka
wiatr lotny z leśnych głębin;
włos niech jej stroi konwalja dzika
i krasny pąk jarzębin.

Niech dąb wiecznego pełen pokoju
nad głową jej się wazy;
niech się odbija obraz ze zdroju
jej białej, cudnej twarzy...

Bądź zdrowa!... Kędyś tani daleko
w kwietnym ogrodzie waszej wsi,
zda ci się, że ci w uchu lekko
jakaś muzyka cicha brzmi...

To waszych pszczół nie będzie granie,
nic lip to waszych szumi liść - -
to będzie moje pożegnanie
zdaleka tam ku tobie iść...

Egipcjanko tam na złotym piasku,
co wyciągasz swe ciaio w pustyni,
w ciepłym wiatru powiewie i w blasku
słońca, które bronz z twej skóry czyni;

Egipcjanko róźowo-bronzowa,
Egipcjanko powolna, leniwa,
której cudna, zadumana gtowa
samych bogów z błękitu wyzywa;

Egipcjanko, której piasek złoty
objął formą nagie kształty ciała,
urodzona do bogów pieszczoty,
w skwarze słońca nago ociężała;

Egipcjanko, na której grzbiet wgięty
i na pełne biodra pada słońce:
Egipcjanko - w twej piękności świętej
oczy topią się zdała patrzące...

Czytaj dalej: Lubię, kiedy kobieta... - Kazimierz Przerwa-Tetmajer