Świątynie w Pestum

I.
Przez gaj nadbrzeżny morze, jak sadzawka w siole
Niewielka i spokojna, świeci smugą wazką,
Igrając ze zwieszoną ku wodzie gałązką
I osrebrzając tęczą szmaragdu półkole.

Smutne eukaliptusy stoją i topole,
Ówdzie się białe lilie błyszczą kwiatów wiązką;
Przez pustynię moczarów zapadłą i grząską
Idzie powoli stado półdzikie bawole.

Dzień był cichy, jak słońce. W powietrznej przestrzeni
Drzemały modre wzgórza; o nieba lazury
I o morze, co blaskiem kolorów się mieni:

Stoją świątyń oparte kolumny i mury,
Szare, nagie i smutne wśród bujnej zieleni
I połysków słonecznej złotawej purpury.

II.
Ruina. W dawnych bogów wstąpiłem świątynię
Zdruzgotaną przez wieki. Kolumn szereg głuchy,
Na posadzce mech, trawa, mleczów białe puchy —
Cisza, zwykle w odwiecznej zaległa ruinie.

Bóg odszedł i zanurzył się w morskiej głębinie;
Uniósł trójząb i chwałę. Zaginęły słuchy,
Gdy z morza wstawał złoty wśród fal zawieruchy
I dziwił zadumane u krynic boginie.

U rydwanu mu cztery pędziły rumaki
Siekąc kopytem tafle zielone odmętu,
Rozwełnionemi grzywy skrzydlate, jak ptaki.

Morze grzmiało od kopyt srebrnego tętentu,
A w dali wodnych półbóstw płynęły orszaki
Marmurowemu boga napatrzeć się świętu.


III.
Tu, gdy na morze zstąpił krąg księżyca blady
I gąszcze były pełne słowiczego dźwięku:
Na miękkiem mchów posłaniu i na kwiatów pęku
Mdlały pod piersią boga nimfy i najady.

Stąd syreny, ścigane przez faunów gromady
Zbiegały z pluskiem w morze, kiedy z konchą w ręku
Tryton, rozległem graniem wśród fal szklannych brzęku,
Z bezdeni ryb skrzydlatych wywabiał kaskady.

Teraz pusto. Gdy uchem wgrążyć się w tę ciszę,
Zda się, że dolatuje dzwonów pieśń ponura,
Co się w kopułach rzymskich daleko kołysze...

W otchłań czasu odpływa wieków ciemna chmura —
Duch przemian zwolna wyrok za wyrokiem pisze
I jedna trwa li tylko niezmienna: natura.

Czytaj dalej: Lubię, kiedy kobieta... - Kazimierz Przerwa-Tetmajer