*** (Kędyż to jedziesz nad morską toń...)

Kędyż to jedziesz nad morską toń.
Przy boku ci brzęczy rdzawa broń,
a z hełmu twego kita rozwita
jak ptak czerwony wiatr w siebie chwyta —
kędyż to jedziesz? Pozostań tu,
ja ci miękkiego uścielę mchu,
ja ci od boku odpaszę broń,
na mojej piersi przytulę skroń
i ręce moje miękkie i białe
otrą ci z kurzu lica zgorzałe.
Kędyż to jedziesz, rycerzu, stój,
zatrzymam konia, przyjm spokój mój“...

„Dokąd ja jadę? Czyliż wiem sam?
Raz z wiatrem lecę, raz z morzem gnam,
raz włos mi stepu schwyca dziewica,
het w step ze sobą rwie obłędnica,
raz mię cudowne widziadło gór:
tęsknota woni w skał wiedzie mur,
to mię nad cichy uroczny rzek
szum: wiezie zdala nasenny lek,
lub w kopiec mrówek patrzę się długo,
jak chodzą, wiją się wieczną strugą,
lub w gwiazdy patrzę i ścigam je
w wieczornym mroku, w porannej mgle“...

„Nie znasz spoczynku, nie wiesz, co sen.
Pójdź, zaprzędź palce w mych włosów len;
patrz: jam rusałka, wodna Urodna,
leśna Szumiąca, twej chęci godna,
jam z traw Wykwitła, jak kwiatów blask,
to ja zapalam słoneczny brzask,
ja muchy złote puszczam przez dłoń,
ja z gór dalekich zwołuję woń,
oh! jam Świetlana, jam Zwierciadlana,
z źródeł kryształu w posąg ulana,
to włosy moje to rzeki szum
wklęty w zaśnięty magnetyzm dum“...

„Patrz, kędy leci ten orli ptak,
patrz, gdzie na szczycie tam widać znak,
jaka go ręka, siła stawiła?
Jak cud tyś piękna, jak cisza miła,
ale ten znak mię porywa tam — —
to sztandar jakichś niebieskich bram,
tam, za tą bramą niebieską Bóg,
spichrz nieskończenia, świętości bróg,
ah, tam jest jakieś świątalne życie,
tam dotrzeć koniem, stanąć na szczycie,
ztamtąd, na skrzydłach rozpiętych wszerz,
spiąć konia — skoczyć, z gwiazd dzwonić wież“!...

PIEŚŃ ODJEŻDŻAJĄCEGO RYCERZA.
O czem śnisz moje serce —
o czem ty śnisz na jawie?
Po jakim twoje skrzydła
ogromnym płyną stawie?
Wokoło białe lody,
toń czarnej milczy wody,
o czem śnisz moje serce
w marzeń zagnane grody?

Ah! Jaka niezgłębiona
porywa cię tęsknica!
Ah! Życie twe jest zimne
jak zimna tarcz księżyca!
Ah kędyż się podziało,
co być twem życiem miało,
pod jakąż położone
grobowiec wieczny skałą?

Ah powiedz moje serce,
ah powiedz mi nareszcie,
w jakiej cię wsi ułożyć,
w jakiem ukoić mieście?
Ty płyniesz wciąż przede mną,
płyniesz w pomłokę ciemną,
przelatujemy ziemię
i poza rubież ziemną.

Ah powiedz moje serce,
ah powiedz mi dokładnie,
na ile mil tysięcy
żądza ci leży na dnie?
Jakim ty dążysz szlakiem,
za jakim orlim znakiem
i jaki ptak królewski
jest twym królewskim ptakiem?

Jeśli to orzeł skalny,
co gromem nieba włada;
jeśli to orzeł morski,
co nad falami siada;
są li to wędrujące
sokoły mil tysiące,
czy gryfy napowietrzne,
bijące piersią w słońce?

Czy może jest to motyl
skrzydlaty w ponsu kwiaty,
motyl nieznany ziemi,
we wschodu dnia szkarłaty
zrodzony wśród błękity
z piękności i zachwytu,
motyl nad oczy ludzkie,
z obłąkań sennych, mytu...

Czy może jest to wicher,
ów wicher tryumfalny,
ów dzwon dzwoniący w niebo,
ów mocy żeglarz walnej?
Ah, wicher to jest może,
to snu Boskiego łoże,
ruch najcudniejszy świata,
wolności pęd w bezdroże...

Ah powiedz moje serce,
ah powiedz mi nareszcie,
w jakiej cię wsi ułożyć,
w jakiem ukoić mieście?
I jak się ta nazywa
moc, co się w tobie zrywa,
czy przez tęsknotę duch mój
już całe cię wyżywa?...

O czem śnisz moje serce,
o czem ty śnisz na jawie?
Po jakim twoje skrzydła
ogromnym płyną stawie?
Wokoło białe lody,
toń czarnej milczy wody,
o czem śnisz moje serce
w marzeń zagnane grody?

PUSTKA.
Słyszałem głosy — i znowu przewieje
czasu spać będę.

APOLLO Z OLIMPU.
I jam słuchał w dali —
na tle mórz fali w sercach ludzkich dnieje,
nieskończoności blask w ich krwi się pali...
Jam, słysząc, otwarł Olimpu wierzeje,
bogowie czyści, wiekuiści wstali
i wytężyli słuch na ludzkie dusze
na chwilę śpiewne i milknące w głuszę.

Nikt tego nie wie, ni bogowie sami,
jakim się szlakiem serce ludzi snuje;
ich pieśń nad gwiazdy lśni pod błękitami,
w ich pieśniach wszechświat korony buduje;
jam lirę napiął, a na strunach drga mi
serc ludzkich słowo — i duch się wpatruje
w ich pierś, a ztamtąd, jak z roli łan zboża,
pod nasze oczy tu — powstaje zorza...

Czytaj dalej: Lubię, kiedy kobieta... - Kazimierz Przerwa-Tetmajer